Moje ulubione trzy triki na tanią pielęgnację w domu!

 Hej!

Dziś moje trzy przepisy na domowe kosmetyki, które u mnie sprawdzają się znacznie lepiej niż kupione odpowiedniki. Plusem na pewno jest to, że nie musicie przy tych produktach siedzieć, żeby je zrobić - one dosłownie robią się same, wystarczy powrzucać kilka rzeczy. Oprócz tego zużywasz je od razu, nie musisz martwić się, że coś się zepsuje i.. nie produkujesz śmieci! 




Peeling skóry głowy
 Przetestowałam ich kilka i wciąż uważam, że to domowy jest najlepszy! Oprócz tego jego przygotowanie dosłownie nic Cię nie kosztuje, przygotowujesz jedną porcję i nie musisz się obawiać, że się przeterminuje, a Ty nie zdążyłaś go zużyć. Taki peeling skóry głowy wykonuję dość rzadko, bo raz na dwa tygodnie, czasami trzy i naprawdę nie ma co przesadzać - w końcu jest to porządne oczyszczenie skalpu. Dodatkowo poprawia się krążenie, czasami okazuje się że włosy zaczynają szybciej rosnąć i mniej wypadają, bo dzięki oczyszczeniu cebulek w końcu są odblokowane. Często po takim peelingu ustępuje świąd i suche skórki, które wyglądają jak łupież. Ja wykonuję ten zabieg po umyciu włosów, bo łatwiej mi się peeling po prostu rozprowadza.

Moje dwie ulubione wersje domowego peelingu skóry głowy: 
Peeling z cukru i szamponu, najlepiej delikatnego lub odżywki bez silikonów (np Kallos Color) To super proste, bo wystarczy wsypać do miski z 2-3 łyżki zwykłego cukru (najlepiej aby ziarenka były większe) i dodaję szamponu tak, aby było to dość gęste, ale bez problemu przelewało się przez palce. Taką mieszankę robimy bezpośrednio przed umyciem włosów, bo jeśli przygotujemy ją sobie wcześniej cukier się po prostu rozpuści. I to jest też zaleta tego peelingu - nie będzie problemu z wypłukiwaniem! Szczególnie przy włosach gęstych i długi wypłukiwanie pestek jest naprawdę problematyczne.. Oprócz tego, że cukrem złuszczymy to co na skalpie się osadziło (brud, nadbudowane silikony, ale także np lakier do włosów) to włosy będą bardziej odbite od nasady i lekko usztywnione. Po takim peelingu mam też zawsze jeden dzień świeższe włosy.

Druga wersja to dodanie do tej mikstury łyżki glinki, ja używam zielonej lub białej, i to polecam szczególnie przy przetłuszczającej się skórze głowy. Peeling zadziała jak ten wyżej, ale dodatkowo też pochłonie nadmiar sebum i sprawi, że skóra powinna mniej się przetłuszczać.
Jeśli nie wykonujecie peelingu skóry głowy to naprawdę może być przełomowy moment w waszej pielęgnacji skóry głowy. Sama używałam kilku gotowych wersji ( z Natura Siberica czy Biowax), ale jest to droga sprawa, denerwuje się też zawsze, że nie mogę wszystkiego wypłukać i zawsze później znajduje te ziarenka we włosach.. Nie polecam też domowego peelingu z kawy, bo oprócz tego, że dla mnie dosłownie niemożliwe jest wypłukanie wszystkiego to jeszcze może lekko przyciemniać włosy, ale..

bardzo polecam taki peeling do ciała!



Kawowy peeling do ciała: 
 Mam ekspres, więc te fusy z kawy i tak bym wyrzucała. Więc wkładam je sobie do miseczki, dolewam oleju i gotowe - mam tani, zero waste i świetny peeling. Można używać oleju jaki ma się w domu, ja np lubię oliwę albo olej ze słodkich migdałów. Czasami dodaję glinkę czy cukier lub miód (dodatkowe nawilżenie), ale taki podstawowa wersja też jest super! Jeśli chce wam się kombinować to oczywiście można dodać olejki eteryczne, choć jest też pachnąca wersja dla leniwych i nielubiących tłustych peelingów. Po prostu do kawy dodaję trochę żelu pod prysznic, którego aktualnie używam i mam peeling. Konsystencje dopasowujecie pod siebie, tak jak wy lubicie - ja np wolę lekko suche peelingi kawowe. :)


Taki domowy zabieg oprócz tego, że złuszcza martwy naskórek świetnie radzi sobie z cellulitem i poprawia krążenie.  Wiem, że do tej magicznej antycellulitowej mieszanki wiele osób poleca dodać cynamon dla zwiększenia efektów, ale.. to ryzykowne! Cynamon może silnie podrażnić skórę. Niewskazane jest też peelingowanie się kawą w ciąży, gdyż kofeina przedostaję się podczas zabiegu do krwioobiegu.


Maseczka na buzie z glinką: 


Maski z wykorzystaniem glinek są chyba już wszystkim znane! Ja mam w domu dwie glinki : zieloną i białą, używam ich zależnie od potrzeb, a często też mieszam je. Zielona jest tą mocniejszą, sprawdza się w przypadku skór tłustych czy trądzikowych bo absorbuje zanieczyszczenia, łagodzi stany zapalne dzięki swoim właściwościom antybakteryjnym i reguluje pracę gruczołów zostawiając skórę matową. Biała za to jest zdecydowanie delikatniejsza, więc nada się dla skór wrażliwych - oczyszcza, rozjaśnia i wygładza.


 Najczęściej dodaję po prostu wody przefiltrowanej lub przygotowanej i mieszam do uzyskania pożądanej konsystencji. Często dodaję jogurt/ śmietanę jeśli zostanie mi akurat trochę w lodówce, to kolejny z patentów na less waste :D, taka mieszanka dodatkowo łagodzi i nie wyschnie tak szybko. Jeśli chcę dodatkowo odżywić skórę lub nawilżyć dodaję kilka kropli oleju, czasami łyżkę żelu aloesowego czy hialuronowego, zdarza mi się dolać toniku czy hydrolatu. I właśnie dlatego lubię maski z glinki - bo tak naprawdę można nimi oczyszczać buzię i przy okazji działać tak, jak skóra tego potrzebuje i to mając dosłownie jeden proszek w łazience - w dodatku opakowanie glinki jest naprawdę tanie i zależenie od pojemności wystarczy na zazwyczaj kilkanaście użyć! Ja zazwyczaj kupuję je w sklepie ekologicznym, ale aktualnie są dostępne praktycznie w każdej drogerii. Ważne tylko, aby skład to była 100% glinka i jej kolor odpowiadał nazwie (zielona ma być zielona, a biała powinna być biała - nie jakieś brązowawe, wtedy są zazwyczaj słabej jakości). Należy też pamiętać, że glinka na buzi nie może zaschnąć, najlepiej się spsikiwać czymś (nawet wodą) i nie wolno ich rozrabiać w metalowych miskach ani metalowymi sztućcami!

Jestem ciekawa czy też czasami przygotowujecie swoje produkty! Też stawiacie na prostotę czy kombinujecie? 

Buziaki
Oktawia

4 komentarze:

Copyright © 2016 Kosmetykowy Zawrot Glowy , Blogger