Bezprzewodowa lampa led z NeoNail

Bezprzewodowa lampa led z NeoNail

Hej!

Hybrydy robię sobie sama w domu od dawna, ponieważ denerwowało mnie umawianie się do kogoś - nie lubię tego dopasowywania się i umawiania z dużym wyprzedzeniem do dobrych stylistek. Swoją przygodę zaczęłam od zamówienia zestawu z Simply Nails, bo zależało mi na lampie w której mieści się cała dłoń na raz.. Jaka byłam głupia! Ta duża lampa miała żarówki UV i czas utwardzania w niej to 2 minuty. Cały manicure wynosił wtedy około dwie godziny - na szybko wyrabiałam się w półtorej, dlatego najczęściej robiłam to wieczorami i planowałam sobie na to czas.

Na święta zażyczyłam sobie lampę, o której myślałam bardzo długo, którą widziałam u KatOsu oraz Red Lipstick Monster. Wiedziałam, że to idealne rozwiązanie dla mnie, ponieważ mam bardzo mało gniazdek w mieszkaniu.. Chodzi oczywiście o bezprzewodową lampę z NeoNail




wejście na ładowarke
Jedną z pierwszych moim obaw była bateria. Lampa w końcu jest mała, wiec zastanawiałam się, czy będę mogła w spokoju zrobić choć jedną rękę. Okazało się, że nie ma co się martwić, bo lampa w pełni naładowana działa godzinę! Dołączona ładowarka jest sprytnie wymyślona, ponieważ jest na USB :) mega wygoda! Krótki kabel w niczym nie przeszkadza i zajmuje niewiele miejsca.


Lampę, wraz z ładowarką i instrukcją, trzymam w oryginalnym pudełku. Co prawda jest ono już trochę wymęczone, ale przynajmniej mam wszystko w jednym miejscu i zawsze wiem gdzie znajduje się kabel :) Zestaw jest na tyle mały, że trzymam go w szufladzie!
Nigdy wcześniej nie korzystałam z tak małej lampy i nie miałam też taką robionych paznokci. Zawsze miałam wrażenie, że nie zmieszczą mi się palce i będę musiała robić każdy paznokieć osobno..




Jak widzicie światło pada na cztery paznokcie i jedynie kciuka maluję osobno :) Dzięki temu, że są tu wbudowane trzy ledy o mocy 9W, a nie żarówki UV, czas utwardzania to 30s. Lampa ma również funkcje ustawienia jej na 60s, jest to przydatne przy utwardzaniu bardzo napigmentowanych kolorów.


Lampa, oprócz tego, że jest bardzo praktyczna, pięknie się prezentuje! Jest ona idealnym rozwiązaniem dla minimalistek ceniących wygodę, ponieważ możemy zabrać ją dosłownie wszędzie!


Będzie też udanym prezentem(Możecie wysłać ten post waszym facetom ;)) Można ją kupić na stoiskach NeoNail lub zamówić z ich strony, kosztuje 190 zł. Nie jest to na pewno tania sprawa, ale nie pożałujecie żadnej wydanej na nią złotówki. Ja nie zamieniłabym ją na żadną inną lampę, bo po pierwsze skróciła mój czas robienia paznokci o połowę(!), a po drugie nie muszę już robić sobie miejsca przy stole i przestawiać go tak, aby dosięgnąć kablem do gniazdka.
Jedynym jej minusem, choć naprawdę niewielkim, jest to, że nie uruchamia się automatycznie po włożeniu dłoni. Za każdym razem należy nacisnąć przycisk u góry. :)

A wam jak podoba się ta lampa? Z jakich lamp wy korzystacie - UV czy LED? 

Buziaki,
Oktawia





Pędzle z AliExpress

Pędzle z AliExpress

Hej!

Pędzle z AliExpress bardzo często pojawiają się na instagramie zarówno u początkujących dziewczyn, jak i u profesjonalistek. Są przystępne cenowo, ładne i możemy sobie sprawdzić czy warto inwestować na przyszłość w dany kształt.

Udało mi się znaleźć te pędzle, które ja mam - > klik. Ten zestaw składa się z 5 sztuk do oczu i 5 do twarzy. :) Jak później zobaczycie - ja mam 8 ; nie martwcie się jednak, po prostu jeden do oczu i jeden do twarzy oddałam siostrze. :D


1. Pędzle do twarzy 



Ilość włosia jest naprawdę znośna, a ono jest przyjemne w dotyku. Nie są to jednak najbardziej miękkie pędzle jakich dotykałam. Powiedziałabym, że takie średniaki, ale nie drapią skóry :)


Kształty są bardzo fajnie dobrane i zróżnicowane. Jedynie dwa pędzle się zdublowały - jeden do oczu, drugi do twarzy (właśnie te, które oddałam siostrze). Niestety powierzchnia tych pędzli jest bardzo mała i jeśli chciałabym pudrować którymś z nich twarz - to raczej punktowo brodę, niż omiatać całą. Ta wielkość ma jednak swoje plusy, ale o nich później. :D



2. Pędzle do oczu 



Włosie jest to samo, co w przypadku pędzli do twarzy,ale niestety, jest ono ciut za długie. Zestaw do oczu na pewno nie jest kompletny, chociaż lepiej dokupić jedną czy dwie sztuki niż budować cały od nowa. Brakuje mi tutaj czegoś bardziej zbitego, płaskiego, do precyzyjnego nakładania cienia np w załamanie.


Trzy (a właściwie cztery) pędzle z zestawu są do rozcierania cienia albo nakładania go na większą powierzchnie powieki. Różnią się od siebie trochę kształtem i zbiciem włosia. Tylko jeden jest w miarę precyzyjny, ale to wciąż nie to!




3.Odpowiedniki 

Każdy pędzel do twarzy ma odpowiednik do oka - dosłownie, to są tylko mniejsze wersje!

po lewej do oczu, po prawej do twarzy
Po te pędzle sięgaj najrzadziej. Wyglądają fajnie, ale w sumie ten kształt jest niezbyt praktyczny. Włosie w nich jest najbardziej zbite, wręcz twarde i oba opornie nabierają produkty.
  • Pędzla do oczu najczęściej używam do przyciemnienia zewnętrznego kącika albo podkreślenia załamania. Czasami nakładam nim rozświetlacz w wewnętrzny kącik.
  • Pędzla do twarzy używam do nakładania rozświetlacza, można nim też precyzyjnie zaznaczyć kontur. Choć jego kształt kusi, żeby używać go pod oczy.. dla mnie jest za twardy. 


Ten kształt to taka trochę kuleczka - pędzle są lekko zaokrąglone na końcu. To chyba mój ulubiony kształt z tego setu!
  • Pędzel do oczu mógłby być trochę bardziej zbity i krótszy. I tak uważam, że jest naprawdę świetny, bo można nim i przyciemnić kącik, i nałożyć w miarę precyzyjnie cień w załamaniu, i blendować. 
  • Pędzla do twarzy używam za to do pudrowania niewielkich powierzchni jak broda czy nos. Spokojnie można nim też konturować :)
Te pędzle są najmniej zbite i lekko rozczapierzone na górze. Nie powstało to ani po myciu, ani na skutek uszkodzeń - po prostu coś a'la miotełka.
  • Pędzel do oczu często służy mi do omiatania bazy jasnym cieniem - tak aby kolory powyżej załamania dobrze się blendowały i nie robiły plam i rozblendowywania. Czasami, szczególnie gdy się spieszę, łapie za niego i ciemniejszy cień, ponieważ cienie blendują się już przy nakładaniu(robi się chmurka).
  • Pędzel do twarzy jest ścięty jak pędzle do podkładu i pewnie spokojnie można go tak używać. Ja najczęściej usuwam nim nadmiar pudru np spod oczu. Nada się też do konturowania. 

Ostatnia dwójka to pędzle skośnie ścięte, takie właśnie były te które oddałam. Te są dla mnie najbardziej wielofunkcyjne :D
  • Pędzel do oczu służy mi do nakładania chmurki z cienia lub czyszczenia łuku brwiowego. Można nim nałożyć cień precyzyjnie, nakładając go na najbardziej wystające włosie, lub od razu rozblenować załamanie. Tym kształtem bardzo wygodnie rozciera mi się cienie.
  • Pędzlem do twarzy zaznaczam sobie  precyzyjnie kontur. Czasami użyje go też do ocieplenia, ale tu sprawdzają się lepiej większe i bardziej puchate pędzle. 


Myślę, że skusiłabym się na ten zestaw jeszcze raz. Mimo, że mam je od około roku nic się z nimi nie dzieje mimo prania, włosie nie wypada, skuwki się nie rysują i nie zdzierają. Nie spodziewałam się, że te pędzle wytrzymają ze mną tyle.
Jest kilka wad, ale za taką cenę nie spodziewałam się cudów. Jestem zadowolona z tego, jak fajnie można rozblendować nimi cienie czy bronzer! Kolor czasami ciut zanika i trzeba go dokładać, ale po pierwsze to syntetyki, a po drugie zależy to też od cieni, więc chyba nie obwiniałabym ich aż tak.


 Sam ich desing bardzo mi się podoba! Cieszę się, że mogłam sobie wybrać różowe trzonki :D Szkoda tylko, że pędzle do oczu są normalnej długości, a te do twarzy nieproporcjonalnie male. Ale to już chyba czepianie się.. :) znalazłam też niemal identyczny zestaw, ale samych pędzli do oczu -> klik.
Jak podoba wam się wpis? Mam nadzieję, że się przydał! Jeśli jest coś, czego nie poruszyłam - zostaw komentarz! <3

Buziaki,
Oktawia
NOWOŚCI MARCA! Clinique, Too Faced, Skin79..

NOWOŚCI MARCA! Clinique, Too Faced, Skin79..

Hej!

Postanowiłam wam pokazać kilka nowości, które udało mi się kupić w tym miesiącu :) Mam  nadzieję, że spodoba wam się ta nowa seria! A jeśli miałaś któryś z tych produktów - koniecznie podziel się ze mną opinią w komentarzu!

 

1. Clinique Pep-start HydroBlur Moisturizer



 Skuszona tym, jak dobrze sprawdza się u mnie krem pod oczy z serii pep-start sięgnęłam również po krem do twarzy. Wzięłam 30 ml i ta pojemność kosztuje 69 zł w Douglasie oraz sklepie Clinique. Akurat miałam bon na 40zł do Douglas, więc cena kremu była naprawdę przystępna. :) Kupiłam go w pierwszych dniach miesiąca, a przy okazji wzięłam..

2. Maseczki Skin79



Akurat była promocja 2+1, a Pore Bubble kusiła mnie od dawna. Byłam też zadowolona z efektów jeżyka i chętnie sięgnęłam po kolejną sztuke. Jako trzecią maskę wybrałam kotka z serii Animal Mask i ma ona za zadanie koić i nawilżać.
Najdroższa z tych trzech maseczek była Pore Bubble i kosztowała 19.90; za złego kota zapłaciłam 15zł, a plastry na nos wchodziły w promocje jako trzecia maska (10.90).


3. Balsam odżywczy nr 3 łopianowy propolis - przeciw wypadaniu włosów Babuszka Agafia



To był zupełnie nieplanowany zakup! Zdecydowałam się na ten balsam przy okazji zakupów w Auchan, bo akurat był w dobrej cenie - kosztował chyba 6 coś za 550ml. Wzięłam te wersje tylko dlatego, że faktycznie nie ma SLS, a niektóre, mimo naklejki, mają go na drugim miejscu w składzie.
Jest to seria z Estonii i choć wolałabym te z Rosji, mam nadzieję, że będzie mi służył. Niestety jeszcze sobie poczeka na swoją kolej.. :)  

4. Beauty Blender



W ostatnim denku wyrzuciłam moja gąbkę od RT, ale miałam w zapasie gąbeczki z Primarka. Niestety okazały się klapą, o czym będziecie mogli niedługo przeczytać. Zbliżał się dzień kobiet i Beauty Blender wyszedł z fajną promocją na ich stronie internetowej : -20% plus do każdego zamówienia mydełko solid oraz mini gąbeczka. Łącznie z przesyłką zapłaciłam i tak 2zł więcej niż kupowałabym samą gąbkę z Sephorze, ale ciesze się, że odrazu mogę przetestować trzy produkty.  W cenie regularnej BB kosztuje 69zł.


5. Prezenty z aloesem i próbki perfum


Zostałam obdarowana takim zestawem kupionym na Wyspach Kanaryjskich. Znalazłam w nim żel pod prysznic(który aktualnie jest w użyciu), mydło, krem do rąk oraz balsam do ciała i buzi. Raczej nie powstanie o tych produktach post ani tutaj, ani na instagramie, bo nie są pewnie one u nas dostępne.

 Do środka miałam dorzucone trzy próbki perfum :
-Escada Incredible Me - słodki zapach, raczej nie dla mnie
-Jimmi Choo Illicit - spodobał mi się najbardziej z tej trójki, choć też jest raczej słodki
- Lolita Lempicka - słodkie, dla mnie aż za, myślę że czułabym je na sobie

 6. Narzędzie do oczyszczania porów 


Tej ''łyżeczki'' szukałam długo, aż w końcu kilka dni temu spotkałam ją w Tk Maxxie. Kosztowała tylko 20zł, a czuć że jest porządna. Na pewno widziałyście już takie cuda na filmikach na Facebooku czy Instagramie. Jeśli będziecie zainteresowane to opiszę wam jak działa i czy warto w nią inwestować.

7. Paletka Sweet Peach Too Faced 



Mogę śmiało powiedzieć, że było to moje kosmetyczne marzenie i tak naprawdę chciałam ją mieć jak tylko pierwszy raz zobaczyłam ją na zagranicznych profilach. Chwile później pojawiła się w Polsce jako limitka i nie udało mi się jej wtedy kupić. Aktualnie jest w stałej ofercie, a ja czekałam na jakąś okazje żeby ją zdobyć. W marcu wypadają akurat moje imieniny, więc mama postanowiła zrobić mi prezent :)

W cenie regularnej kosztuje 189zł i choć mogłam ją kupić stacjonarnie, wybrałam zakupy online z dwudziestoprocentowym rabatem :) Cena końcowa z wysyłką była i tak sporo niższa, dlatego polecam wam poczekać, bo takie rabaty są tak naprawdę ciągle, tylko trzeba czasami dobrze poszukać. :D
Do zamówienia mogłam sama wybrać sobie trzy próbki i zdecydowałam się na :
- Mon Guerlain - z tego co wiem to nowość, pachnie pięknie!
-słynną bazę the Pore fessional z Benefitu - zostawię ją sobie na jakąś okazję, próbka wystarczy na jedna aplikację
-Mist&Fix z Make Up For Ever- jest to mgiełka utrwalająca i choć raczej nie korzystam z takich produktów, może akurat będzie fajna na większe wyjścia

 

Zdaję sobie sprawę, że marzec wciąż trwa, nie chciałam jednak, żeby ten post był zbyt długi. Nie będzie to seria pojawiająca się raz czy dwa w miesiącu, tylko wtedy, gdy będę miała wam co pokazać. :) Dajcie znać co sądzicie o moich nowościach, podzielcie się w komentarzu co wy kupiłyście w ostatnich tygodniach!

Buziaki,
Oktawia
Moje trzy ulubione gadżety do włosów

Moje trzy ulubione gadżety do włosów

Swoim włosom poświęcam wiele czasu i uwagi. Na instagramie pisałam już o nich kilka razy i myślę, że tutaj też będą pojawiały się posty typowo włosowe. Wszystkie jednak wiemy, że same kosmetyki do pielęgnacji nie wystarczą, dlatego chcę wam pokazać trzy gadżety, które pomagają mi w dążeniu do pięknych włosów! 

1.Gumki do włosów Invisibobble 

po lewej gumka z H&M, po prawej Invisibobble
Jest to moje odkrycie i przełom dla moich włosów! Już nigdy nie wrócę do gumek z metalową częścią.. Takie sprężynki nie wplątują włosów, są elastyczne i nie pękają tak łatwo.
Zauważyłam, że powstaje coraz więcej podróbek (może odpowiedników?) i niektóre są naprawdę fajne. Niebieska gumka pochodzi z H&M i jest zdecydowanie sztywniejsza, ale jeśli gubicie gumki i nie chcecie wydawać zbyt dużo pieniędzy, lub po prostu nie wiecie czy wam przypasuje - na pewno jest warta uwagi. :) 

Warkocz po nocy, dlatego taki poczochrany :)
Mi osobiście podoba się to jak te gumki prezentują się na włosach - czy to w kitce, czy właśnie na końcu warkocza. Moja ulubiona wersja kolorystyczna to przezroczyste, bo są jednak najmniej widoczne.
Zdjęcie całego warkocza związanego tą gumką -> klik

2. Szczotka Tangle Teezer 


Mój egzemplarz przeżył już wiele.. Mimo, że jest cała podrapana, ząbki nie ucierpiały. :) Lubię ją za to jaka jest poręczna i jak mało miejsca zajmuje! Wiem, że od jakiegoś czasu zbiera same nieprzychylne opinie.. Ja nie zauważyłam szarpania i wyrywania włosów.

włosy po warkoczu na noc
Na pewno jest to fajny gadżet na początek. Ja planuję już zakup czegoś nowego, ale nie mogę się zebrać i zdecydować :)


Szczotka to bezapelacyjnie produkt bez którego nie można dbać o włosy. Jestem ciekawa jakich wy szczotek używacie! 

3. Turban z mikrofibry 

Jest to gadżet, który zabieram ze sobą wszędzie, gdzie wiem, że będę nocować! Nie wiem jak mogłam wcześniej bez niego funkcjonować.. Swój egzemplarz mam z Tk maxxa i ma już ponad rok. Aktualnie można je kupić nawet w Naturze, choć najkorzystniejsze oferty są oczywiście w internecie.
Moja pierwsza obawa przed jego kupnem brzmiała ''Czy zmieszczą się w nim moje włosy?'' i tak naprawdę jeśli nie macie mega grubych, gęstych włosów do pasa - spokojnie sie zmieszczą!
Taki turban jest leciutki i nie czuć go na głowie, a co najważniejsze nie ciągnie do tyłu i nie nadwyręża cebulek. Dosłownie wysysa wodę z włosów bez tarcia - daje duuużo lepszy efekt od zwykłego ręcznika, po którym nie czuje żadnego odciśnięcia nadmiaru wody.


Turban po złożeniu zajmuje bardzo mało miejsca, ale pamiętajcie, że po każdym użyciu musi wyschnąć. Prać najlepiej jest go ręcznie, ale spokojnie można go wrzucić na niską temperaturę do pralki (choć to pewnie zalezy od egzemplarza). 
Oprócz odsączania nim wody można go nakładać na czepek, aby utrzymywał ciepło np przy olejowaniu. Wiem, że niektóre turbany mają jeszcze guzik, aby wszystko lepiej się trzymało; gdy będę kupowała nowy na pewno zwrócę na to uwagę i wezmę właśnie taki. 


Czy któryś z tych gadżetów to wasz must have? :) a może chcecie któryś wypróbować? 
Koniecznie dajcie znać w komentarzu!

Buziaki,
Oktawia
Oleje w mojej pielęgnacji

Oleje w mojej pielęgnacji

Coraz więcej osób docenia oleje i odchodzi od gotowych kosmetyków. Rzadko zdarzają się uczulenia, a jak już coś wystąpi mamy pewność co odstawić i nie musimy wertować składu. Oleje są też wybawieniem w wielu dolegliwościach, a niektóre możemy stosować na każdą część ciała (idealne rozwiązanie dla minimalistek!).

Zapraszam was do lektury o olejkach i olejach, które stosuję regularnie!

1.Oleje z kuchni

Od lewej : lniany, kokosowy, oliwa z oliwek
Nie wiedziałam jak nazwać tę część.. Są to oleje, które trzymam w kuchni. :D
Tylko jeden z nich jest dla mnie do celów czysto kosmetycznych, bo nie jestem w stanie znieść jego smaku i zapachu.. Jest to olej lniany. Należy trzymać go w lodówce, ważne aby przy okazji zakupów zdecydować się na ten w ciemnej butelce.
Olej lniany stosuję do olejowania włosów. Bardzo polecany jest do włosów wysokoporowatych, ale podobno większość włosów się z nim lubi. Jest stosunkowo tani i łatwo dostępny, jeśli chcesz zacząć olejować włosy - śmiało po niego sięgnij!
A efekty? U mnie były wow już po pierwszym użyciu, choć dopiero przy regularnym stosowaniu widać faktyczną poprawę. Do olejowania używam 1-2 łyżek stołowych, a włosy mam grube, gęste i za łopatki :) Jedyne co mi przeszkadza to ten zapach! Jeśli jednak dla was nie jest on problemem i okaże się, że polubicie jego lekko orzechowy smak, będzie idealny do dressingów lub do polewania warzyw solo. Jest to olej tłoczony na zimno i nie nadaje się do smażenia.
Olej kokosowy to hit ostatnich czasów. Polki oszalały na jego punkcie.. ja jednak podchodzę do niego z dystansem i nie wychwalam go zbyt szczególnie. :) O tym, że ma wiele zastosowań wiemy wszystkie, można się nim smarować od stóp do głów.
Zacznę więc od głowy, a konkretniej od włosów. Wszędzie czytamy świetne porady, żeby nim olejować, bo nie ma nic lepszego! Gdy to widzę, to aż się we mnie gotuje! Owszem, jest to wspaniały pod względem właściwości olej, ale na pewno nie do każdych włosów. Najczęściej sprawdza się na tych niskoporowatych, ale zdarzają się wyjątki i wysokoporowate też się nim zachwycają. U mnie nałożenie oleju kokosowego na włosy kończy się okrutnym puchem i sianem na włosach. To samo powodują u mnie maski/odżywki/szampony z nim. Jeśli jednak nigdy wcześniej nie próbowałyście go na włosach - warto zobaczyć jaki efekt będzie u was!
Olej kokosowy doceniłam kiedyś, gdy skończył mi się płyn micelarny.. Świetnie zmywa nawet ciężki make up! Nie używam go jednak na co dzień, tylko w kryzysowych sytuacjach i tylko do demakijażu oczu. Nie nakładam go na twarz.. I tu znów pytanie - dlaczego? przecież to taki wspaniały olej! Zgodzę się, że fajnie nawilża skórę.. a wiedziałaś, że jest komedogenny? :) Kilkukrotnie nałożyłam go na twarz na noc, zamiast kremu i gorzko tego pożałowałam. Pozapychał mi pory, pojawiło się kilku nieprzyjacieli.. Jeśli jednak Tobie dobrze się sprawdza i jesteś z niego zadowolona - nie rezygnuj z niego! Nie każdego będzie zapychał, ale uważałabym przy skórze, która ma do tego skłonności. 
Oczywiście możecie nawilżać również ciało. Mi jednak nie zdarzyło się go wykorzystać zamiast balsamu, bo po prostu nie lubię być ''tłusta'' po myciu(nie przepadam nawet za żelami pod prysznic z olejkami). Fajnie za to działa na przesuszone pięty czy łokcie.
U mnie olej kokosowy najczęściej gości jednak w kuchni - smażę na nim, dodaję do ciast. Wybieram ten rafinowany, ale jeśli wy zamierzacie go wykorzystywać głównie w kosmetyce sięgnijcie po nierafinowany. 
Oliwa z oliwek gości w moim domu odkąd pamiętam. Zawsze wybieram te w ciemnej butelce i z pierwszego tłoczenia. Był to pierwszy olej, który nałożyłam na włosy... i cóż, nie wspominam tego najlepiej. Końce były spuszone i sianowate. Dłuuugo się z nią nie lubiłam, aż do czasu bardziej świadomej pielęgnacji włosów i obniżenia troche ich porowatości. Teraz sprawdza się u mnie w miare jako dodatek do maski, ale nie olejuje nią włosów. Jest to jednak jeden z produktów, który w domu ma prawie każdy, a jeśli nie podpasuje waszym włosom, to chociaż będziecie miały świetną bazę do sosów do sałatek :)

2. Olejki do zabezpieczania końcówek

O tych olejkach pisałam już kiedyś na instagramie - tu. Nie wyobrażam sobie nie zabezpieczyć włosów przed wyjściem z domu. Jest to dla mnie jeden z ważniejszych kroków w dbaniu o nie. 
Olejki z Marionu są tanie, baaaardzo wydajne i u mnie przynoszą fajne efekty. Czytałam, że ich składy nie są najlepsze, ale u siebie nie zauważyłam nic złego. 

3. Olejki do paznokci 

Od lewej: O.P.I brzoskwinia mango, Sally Hansen cuticle rehab, Simply Nails cuticle oil
Przy noszeniu hybryd to mój must have! Pierwszy olejek jaki miałam to ten z Simply Nails - był w zestawie startowym tej firmy. Mam wersje ananasową i pachnie obłędnie. Szybko się wchłania i bardzo fajnie działa na skórki. Niestety nie naprawia ich w 100%, więc nie jest to produkt który kupiłabym po raz drugi. 
Jako drugi kupiłam Sally Hansen cuticle rehab i sięgam po niego po każdym zdjęciu hybryd. Jest to olejek zamknięty w żelu, ma świetny pędzelek i ekspresowo odżywia nie tylko skórki, ale i płytke paznokcia. Jest bardzo tłusty i nie wchłania się odrazu. Z chęcią sięgnę po niego znów, gdy mi się skończy! Choć mimo w miare regularnego stosowania od dawna, mam go jeszcze sporo.
Trzeci produkt jest marki O.P.I. i dostałam go w przesyłce od KosmetykizAmeryki , nie znalazłam go jednak na stronie. A szkoda! Pachnie troche jak Ice tea peach, wspaniale nawilża wszelkie skórki wokół paznokci. Zostawia tłustą warstwę i jest to już typowo oleista formuła. Ma równie fajny pędzelek co SH. :)


4.Olejki do ust 

Narazie w zbiorach mam tylko jeden! Kupiłam go z polecenia Katosu i jest to Lip Elixir od Eveline. Jeszcze nie doczekał się swojej recenzji na instagramie, choć mam go długo. Bardzo polubiłam taką formułę produktu do ust, ponieważ nawilża, nadaje lekki kolor i cudownie błyszczy! jest to jednak zupełnie coś innego niż powszechne błyszczyki, ponieważ olejek nie klei się aż tak.
Na zdjęciu się nie znalazł, ale do tej kategorii mogę wrzucić peeling do ust. Możecie go przygotować same poprzez połącznie olejku z drobnym cukrem, lub będąc za granicą (niestety niedostępne w Polsce) kupić gotowy peeling do ust marki Lush(jest na bazie olejku Jojoba).


5. Oleje i olejki do twarzy

Od lewej: Olej rycynowy, ze słodkich migdałów Nacomi, olejek różany Bielenda
Myślę, że ten punkt interesuje was najbardziej. Olejki do twarzy pokochałam po tym, jak stosowałam Argan Face Oil od Bielendy. Świetne nawilżenie bez tłustej warstwy, która martwi wiele kobiet. Ostatnio stosuję Olejek różany tej samej firmy i zachwycam się! Takie gotowe mieszanki bardzo dobrze się wchłaniają, więc jest to świetny produkt jako pierwszy krok do pielęgnacji olejami, ale również fajne rozwiązanie jeśli, tak jak ja, od razu po myciu idziecie spać i nie chcecie wszystkiego wybrudzić. :D Oprócz tego pipeta naprawdę niesamowicie ułatwia aplikację. 
Jeśli chodzi o czyste oleje w mojej łazience to są dwa! 
O tym pierwszym pisałam jakiś czas temu tu. Jest to olej rycynowy i żałuję, że sięgnęłam po niego tak późno. Jak ja wcześniej radziłam sobie z niedoskonałościami? :P Przyspiesza ich gojenie, ale nie polecałabym go na cała twarz, bo.. może zapychać! Na co dzień stosuję go na brwi i rzęsy, stały się zdecydowanie grubsze i ciemniejsze. I właśnie przez to, że przyciemnia, nie nakładam go na włosy. Jeśli jednak zaliczycie to do plusów - nie nakładajcie go solo, a w towarzystwie innego oleju, ponieważ jest on bardzo gęsty i ciężki. Czasami stosuję go pod oczy na noc i efekty jakie przynosi są świetne, ale do codziennego używania jest dla mnie zbyt ciężki. Niektórzy, ze względu na jego właściwości zdrowotne piją kilka łyżek dziennie - ja nie jestem na tyle odważna. :D
O drugim oleju jest głośno i coraz więcej osób go docenia. Olej ze słodkich migdałów podbił również moje serce! Ma wiele zastosowań, ale chyba to najbardziej znane i pożądane to zwalczanie rozstępów. Nie wiem, czy faktycznie działa, bo wszystkie jakie mam są już białe i nic im nie pomoże :) Używam go za to na twarz, gdy potrzebuje turbonawilżenia na noc. Daje ukojenie, jest leciutki, ale nie wchłania się natychmiastowo. Możecie wzmacniać nim swój krem, jeśli przeszkadza wam nakładanie oleju. Uwielbiam go również nakładać na włosy - u mnie pięknie je nawilża i sprawia, że są sypkie i błyszczące. Aktualnie chyba przebił nawet olej lniany. :) Cudownie nawilża również okolicę pod oczami, a dzięki temu że jest lekki, spokojnie możecie go stosować co wieczór! Dzięki temu, że jest tak delikatny, spokojnie można go stosować już u niemowląt.



A jakich olejów Ty używasz w swojej pielęgnacji? Będzie mi miło, jeśli odpowiesz w komentarzu!

Buziaki,
Oktawia
Henna na brwiach w domowym zaciszu - krok po kroku

Henna na brwiach w domowym zaciszu - krok po kroku

O tym, że robię hennę na brwiach pisałam kiedyś na instagramie - tutaj. Chcę jednak odświeżyć ten temat i tym razem będzie o hennie kremowej. :) Jeśli masz obawy przed zrobieniem jej w domowym zaciszu, lub po prostu nie wiesz jak się za to zabrać..

Zapraszam do lektury!

Na wstępie kilka zasad i wskazówek, nie tylko dla początkujących: 
  1. Jeśli to twój pierwszy raz z henną najlepiej będzie, jeśli zrobisz próbę uczuleniową. Nałóż odrobinę na skórę i obserwuj, czy nie wystąpiła reakcja alergiczna. 
  2. Jeśli nie masz wprawy i boisz się, że wyjdzie krzywo - nałóż wokół brwi wazelinę. Nawet jeśli najedziesz na to miejsce henną, skóra nie zabarwi się!
  3. Reguluj brwi po hennie, ponieważ może ona wejść w małe ranki, które powstają po wyrwaniu włoska.
  4. To, ile henna zostanie na brwiach, jest sprawą indywidualną. U jednych są to dwa tygodnie, u innych 3 dni. 
  5. Dzięki hennie możemy nadać naszym brwiom kształtu i jest to kolejne 'za' wyrywaniem włosków po. Może się okazać, że bez henny wyrwiesz ich za dużo.. 
  6. Nie trzymaj henny za długo - 15 minut to maximum, ponieważ później włoski i tak się nie barwią.
  7. Nie rób za ciemnej henny - lepiej zrobić ją częściej, niż wstydzić się wychodzić z domu przez kruczoczarne kreski.. 
  8. Przy pierwszej hennie trzymaj ją krótko(ok.5 minut), z czasem możesz wydłużyć ten czas. Nie doznasz wtedy szoku. :)
  9. Jeśli okaże się, że henna wyszła za ciemna nałóż grubszą warstwę tłustego kremu - nie pozbędziesz się jej natychmiastowo, ale to przyspieszy ten proces. 
  10. Nie załamuj się, jeśli efekty na początku nie będą spektakularne - trening czyni mistrza!
Wspomniałam, że używam henny kremowej - zdecydowałam się na łatwo dostępną Delie. Znajdziecie ją w każdym Rossmannie i kosztuje około 10 zł.  Wystarczy na kilkanaście aplikacji.

Wzięłam kolor 3.0 Ciemny brąz. Przeznaczony jest on dla kobiet o włosach rudych i brązowych, ja włosy mam blond. Nie wierzcie ślepo w to, co jest napisane na opakowaniu i dobierzcie odcień pod siebie. :)

W środku znajdziemy trzy rzeczy:

  1.  Eyebrow tint - tubka z kremem
  2. Aktywator 3%
  3. Szpatułkę do nakładania - z jednej strony ma ząbki, z drugiej jest zaokrąglona. Czasami używam jej do wymieszania kremu z aktywatorem, ale nie polecam nią nakładać henny(jest mało precyzyjna) 
Rozrabiam hennie na szklanym zamknięciu od kasetki z Inglota :) tak naprawdę możecie robić to w czym/ na czym wam najwygodniej. Czasami sięgam też po słoiczek czy nakrętkę. Najlepiej jeśli będzie to coś, co łatwo będzie wymyć.
 Zaczynam od wyciśnięcia trochę kremu z tubki. Producent zaleca 1cm, ale ja bym tyle nie zużyła przy jednej aplikacji..



Następnie sięgam po aktywator. Na samym początku liczyłam ile kropli dodaję, ponieważ na opakowaniu jest zalecone 10-12 kropli. Taka mieszanka jednak była dla mnie zbyt rzadka, więc na taką ilość jaką widzicie na zdjęciu wyżej, dodaję około 3 do 5 kropelek.



Produkty łączą się ze sobą bardzo łatwo. Czasami używam dołączonej szpatułki, ale zazwyczaj mieszam je pędzelkiem, którym później nakładam produkt na brwi.


Najłatwiej jest mi to robić skośnym pędzelkiem. Mój nie jest z żadnej znanej firmy, był kupiony kiedyś w zestawie pędzli w Naturze.


Oba produkty trzeba dokładnie ze sobą połączyć! To bardzo ważne. Gdy to już nastąpi, odczekuję chwilę. Konsystencja lekko się zmienia i henna robi się trochę gęstsza.


Gdy wszystko mi już odpowiada upewniam się, że brwi są oczyszczone. Nakładając staram się robić to jak najbardziej dokładnie. Hennę trzymam 10-15 minut i zmywam wacikiem nasączonym wodą.

A tak prezentują się moje brwi

Przed
Z henną
Po
Jak widzicie ta henna jest raczej lekka i efekt jest delikatny. Głównie barwi włoski, a na skórze praktycznie nic nie widać. Będzie to dla was świetna opcja jeśli wasze włoski są jasne, ale jest ich sporo.

Mam nadzieję, że post okazał się pomocny i zostaniecie tu ze mną! Dajcie znać w komentarzach jakie macie doświadczenia z henną :)

Buziaki, 
Oktawia
Copyright © 2016 Kosmetykowy Zawrot Glowy , Blogger