Hej!
Wiele razy wspominałam wam, że nie jestem fanką masek w płachcie, ale staram się je testować. Muszę przyznać, że ostatnio sięgam po nie coraz częściej i zaczęłam je nawet doceniać! Tym razem mam dla was recenzję czterech zwierzaczków w płachcie, a każdy z nich ma inne zadanie do wykonania. :)
Maska wygładzająca #wildtiger
Tygrys wyglądał mega uroczo, co mogłyście oglądać w mojej relacji na instagramie.
Efekty na cerze są podobne do tych, które opisuje producent. Skóra jest wygładzona, napięta, a niedoskonałości uciszone. Buzia wygląda promiennie, koloryt jest wyrównany, a pory mnie widoczne. Nie zauważyłam niestety tego nawilżenia, choć nie ma tu mowy o ściągnięciu. Chwilę po zdjęciu płachty czułam lekkie szczypanie nad ustami, ale nie było to nic niepokojącego i ustało dość szybko. Skóra nie była oblepiona, nie wzmożyło się świecenie, ani nie pojawiły się niedoskonałości czy podrażnienie.
Oceniam ją tak na 8 w skali do 10. Mogłaby ciut mocniej nawilżyć, czy odżywić skórę, ale ogółem z efektu jestem bardzo zadowolona. Widzę to wygładzenie, wyciszenie i ukojenie. Myślę, że raczej polubią się z nią cery mieszne/tłuste, ale także suche, bo maska nie zadziałała agresywnie.
Maska łagodząca #CoolKoala
Nie wiem, czy w tym wzorku koali wyglądałam cool.. jednak te maski są mega urocze! Wiem, że to tylko taki dodatek i ważne, jak maska działa. Ja byłam nią przyjemnie zaskoczona. Praktycznie wszystkie obietnice producenta były spełnione :) Skóra po jej zdjęciu wyglądała mega promiennie, a koloryt był widocznie wyrównany. Zniknęły wszelkie zaczerwienienia i nawet niedoskonałości zrobiły się znacznie mniej widoczne. Nie potrzebowałam też już żadnego nawilżenia, bo buzia była miękka i delikatna. To maska idealna pod makijaż, bo wszystko koi i skóra wygląda po prostu.. lepiej! Moim zdaniem jest ona do każdego typu cery :)
Maska oczyszczająca #BravePanda
Uwielbiam pandy i wszystko co z nimi związane, więc nie ukrywam, że na tę maseczkę liczyłam najbardziej. Poza tym uwielbiam wszelkie oczyszczające produkty :) Niestety tutaj efekt mnie nie powalił.. Po zdjęciu maski buzia była jakoś tam oczyszczona, może trochę zmatowiona, ale nic wow. To raczej opcja dla osób, które poszukują lekkiego oczyszczenia. :) Na plus mogę jednak zaliczyć to, że skóra przez cały dzień faktycznie jakby mniej się wyświecała i była nawilżona, a makijaż wyglądał na niej naprawdę dobrze. Niestety trochę szczypała mnie też od tej maski twarz i choć nie była zaczerwieniona, to ten dyskomfort się utrzymywał po zdjęciu płachty.. Raczej do niej nie wrócę, w kwestii oczyszczenia wolę tradycyjne, zmywane maski!
Maska nawilżająca #LuckySeal
Foczka, chyba ze wszystkich czterech masek, najbardziej przypominała obrazek ze zdjęcia. Płachta wyglądała naprawdę uroczo, ale ten zachwyt trochę prysł, gdy ją nałożyłam.. Lekko szczypała mnie okolica jednego oka, choć nie miałam tam żadnej rany. Nie było to nic szczególnie uciążliwego, choć wolałabym nosić maseczkę przez 15 minut bez tego dyskomfortu :) Po zdjęciu płachty skóra faktycznie była nawilżona, jędrna i mięciutka! Wyglądała po prostu zdrowo, była rozświetlona. I choć efekt mi się podobał, to spodziewałam się większego nawilżenia, a to było porównywalne z tym po nałożeniu kremu na noc.
Każda płachta równomiernie się rozłożyła, miała fajnie wycięte otwory i w końcu nie była ani za mała, ani za duża! Podoba mi się też to, że nie są one przesadnie nasączona. Nie zrozumcie mnie źle - każda maska była cała oblepiona, ale po prostu z niej nie kapało i spokojnie mogłam ją nałożyć na twarz.
Zapach każdym przypadku był delikatny, ale bardzo przyjemny i zupełnie mi nie przeszkadzał. Po około 15 minutach zdejmowałam maskę, nie dając jej podeschnąć, a resztki wmasowałam w szyję i dekolt. Na pewno ogromnym plusem był dla mnie fakt, że się po tych maskach nie lepiłam, nie miałam uczucia brudnej skóry i spokojnie mogłam zrobić makijaż.
Maseczki kupiłam w Rossmannie na promocji 2+2. W cenie regularnej jedna kosztuje około 10 zł, ale naprawdę często są na nie promocje, więc warto polować!
Co sądzicie o takich maseczkach?
Znasz, lubisz zwierzaczki?
Buziaki
Oktawia
Bardzo lubię maski w płachcie, ale tych drogeryjnych unikam. Zwykle płachta jest strasznie słabo nasączona (zdarzało się, że była niemal sucha), a efekt nijaki. Wyjątkiem są tu maski Garniera, które nawet polubiłam...
OdpowiedzUsuńTych akurat nie próbowałam, ale jeśli chodzi o takie maski to wolę zostać przy azjatyckich markach :-)
a te sa naprawde super! :) bo ja tez sie na tych typowo drogeryjnych zawiodlam.. :)
UsuńNie jestem do końca przekonana do tej marki, jednak Twoja recenzja sprawiła że mam ochotę mimo wszystko dać jej szanse
OdpowiedzUsuńwwarto dac jej szanse, na moim blogu sa trzy osobne recenzje roznych produktow marki Selfie project :) i o ile na poczatku myslalam, ze to kosmetyki dla bardzo mlodych dziewczyn,tak naprawde je lubie!
UsuńUrocze są, jeszcze nie próbowałam ich :P
OdpowiedzUsuńnic straconego, bo latwo je mozna zlapac :D
UsuńKupiłam, będę sprawdzać :P
UsuńUrocze opakowania ;) Od dawna kuszą mnie te maseczki.
OdpowiedzUsuńskus sie! :) warto je zlapac np na promo
UsuńMoże dam się skusić tym zwierzaczkom. Bardzo lubię maski w płachcie i staram się regularnie je nakładać :)
OdpowiedzUsuńja ostatnio tez staram sie siegac czesciej po plachty :)
UsuńBardzo mi się podobają wszystkie zwierzaczkowe maseczki, chociaż rzadko sięgam po maseczki w płachcie. Widzę, że w przypadku tych szału nie ma, więc pewnie się nie skuszę, wolę popatrzeć jak inni noszą ;)
OdpowiedzUsuńdwie sprawdzily sie naprawde super, a dwie byly takie.. łee :P
UsuńJa uuuuwielbaim wszelkiego rodzaju maski. Gdyby nie to, że mam ich już za dużo to bym się skusiła ;)
OdpowiedzUsuńja tez lubie sobie gromadzic maseczki.. :P
UsuńUwierzysz że nigdy nie miałam nic z tej marki? Te akurat ani mnie grzeją ani ziebią ale te 'brokatowe' przygarne!
OdpowiedzUsuńoo tak na brokatowe tez sie skusze!
UsuńNie jestem wielbicielką masek w płachcie, ale miałam maskę peel-off tej marki i byłam z niej bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńja peel off od nich bede probowac :D
UsuńLubię maseczki w płachcie, z przyjemnością wypróbuję i te :)
OdpowiedzUsuńUrocze są te maseczki, ciekawe, jak u mnie by się spisywały :D
OdpowiedzUsuńhttps://bitasmietanka.blogspot.com
Tych jeszcze nie używałam, ale przy tych upałah takie maski sa wręcz wskazane :)
OdpowiedzUsuńszczegolnie prosto z lodowki!
UsuńTych nie miałam, ale ogólnie maski w płachcie lubię. Ostatnio ukochałam sobie z Mediheal :)
OdpowiedzUsuńmam kilka ich masek w zapasach, wiec pewnie tez sie pojawi pod lupą z nimi :D
UsuńPewnie wypróbuję je bo ostatnio mam jakiś deficyt w maseczkach :)
OdpowiedzUsuńsa latwo dostepne i przystpne cenowo, wiec warto
UsuńA ja z kolei jestem ich wielką wielbicielką i staram się je regularnie stosować bo moja cera po prostu bardzo się z nimi lubi :D Chociaż to oczywiście zależy też od danej marki i składu. Widziałam już te maski w innym miejscu i nie ukrywam, że bardzo mnie zaciekawiły. Czy to polska marka? Bo to rzadkość żeby napisy na opakowaniu były po polsku :P
OdpowiedzUsuńSakurakotoo ❀ ❀ ❀
wydaje mi się, że to polska marka :D
UsuńNie miałam żadnej, ale najbardziej ciekawo mnie CoolKoala ☺
OdpowiedzUsuńPlus za kreatywność, jednak marka za dużo kosmetykó wypuszcza, które są wzorowane na innych firmach :(
OdpowiedzUsuńNie lubię maseczek w płachtach, ale czasem je używam, tych nie miałam jeszcze
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy blog i swietne wpisy :) z pewnoscia bede tu zagladac
OdpowiedzUsuńDzis kupiłam maseczke pierwszy raz, my mojemu zdziwieniu po utworzeniu opakowania był sam płyn, bez żadnej tkaniny....czuje się oszukana
OdpowiedzUsuń