Too Faced, Sweet Peach

Hej!

Paleta Sweet Peach wywołała ogromne zamieszanie, gdy pierwszy raz pojawiła się w Polsce. Zapewne ten szał podsycał fakt, że zapowiedziana była jako limitowana i.. rozeszła się w tempie ekspresowym. Szukałam jej wtedy i online, i stacjonarnie, ale nie było szans. Byłam naprawdę zła i zawiedziona.. Po jakimś czasie pojawiła się jednak informacja, że paleta wchodzi do Polski i to na stałe! Mama, wiedząc o mojej obsesji, sprawiła mi ją w zeszłym roku w marcu na imieniny. Jeśli jesteś ciekawa mojego zdania, po praktycznie roku używania tej palety, zapraszam do dalszej części wpisu!



Na pewno obok tej słodyczy nie można przejść obojętnie.. No czy ona nie jest piękna?! Cienie mają te samą gramaturę, znajdziemy tu błyski, satynę oraz maty. Opakowanie jest bardzo porządne, metalowe i zamyka się na magnes, a w środku jest poręczne lusterko. Na szczęście nie zmarnowano miejsca na włożenie jakiegoś beznadziejnego pędzla czy aplikatora.. :P



Na punkcie tych kolorów można szaleć, lub totalnie za nimi nie przepadać. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy, choć nie uważam, że akurat ta paleta jest skomponowana idealnie. Kilka cieni jest bardzo do siebie podobnych, a niektóre w ogóle według mnie nie powinny się tu znaleźć, ponieważ znacznie odstają jakością, lub nie pasują do ogólnej kompozycji.
Warto mieć na uwagę, że te cienie są dość mocno zbite i kredowe. Nawet wkładając palec w błyski nie ma ''masełka'', jednak zupełnie nie wpływa to na pigmentację. Na szczęście nie osypują się one, a na pędzel (oczywiście jeśli nie przyciskamy przesadnie.. :D) nabiera się wystarczająca ilość produktu. Moim zdaniem ich konsystencja to tylko kwestia tego, co kto woli i nie ma wpływu na ogólne użytkowanie cieni. :)
Przygotowałam swatche wszystkich kolorów i pokrótce opiszę każdy z nich: 


To pierwsza szóstka, licząc od lewej. Są to kolory najjaśniejsze, idealne do lekkiego makijażu.

white peach - kolor wręcz biały, o satynowym wykończeniu. Używam go zazwyczaj na całą powiekę do utrwalenia korektora. Ten cień dość ciężko się nabiera, jest mocno wciśnięty, ale jak na tak jasny kolor ma całkiem niezłą pigmentację.
nectar - jasny, żółty błysk. Jest bardzo fajnie napigmentowany i świetnie wygląda nałożony solo na całą powiekę, bo rozświetla spojrzenie. Nakładam go często w wewnętrzny kącik.
peaches 'n cream - niby jasny, matowy beż, ale dla mnie zbyt ciemny do przyklepania całej powieki. Używam go najczęściej jeśli chcę uspokoić cieniowanie lub rozetrzeć bardzo ciemny kolor. Niezwykle przyjemnie się z nim pracuje.
luscious - według mnie to jeden z najpiękniejszych odcieni. Mocno błyszczący, intensywny i ma dość nieoczywisty kolor. Niby to brąz, ale jakby z domieszką różowego złota. Cudowny i szalenie napigmentowany!
cobbler - u mnie na powiece wygląda dość ciemno, więc w grę wchodzi tylko jeśli robię mocniejsze oko. Jest błyszczący, wygląda jakby zatopione w nim były miliony pięknych drobinek, ale nie daje efektu chamskiego brokatu.
georgia - ten cień najcześciej ląduje jako pierwszy etap cieniowania. W opakowaniu wygląda na różowy, ale na powiece wpada już delikatnie w brzoskwinkę. Jest to mat, który jest bardzo fajnie, nieprzesadnie napigmentowany i rozciera się bez problemu.

Druga szóstka to kolory przejściowe i znacznie ciemniejsze:

just peachy - to ten cień, który wywołał takie zamieszanie i wszyscy szukali zamiennika! Piękny róż opalizujący na złoto. Wygląda na powiece ciekawie, najbardziej lubię go nakładać na sam środek, chociaż używam go czasem jako toppera przy ciemnym makijażu. Jest suchy, ale przy tym nie traci na pigmentacji i można nim uzyskać mocny efekt.
candied peach - typowo brzoskwiniowy cień. To mat, w którym zatopione są różowe drobinki w niewielkiej ilości, także używam go spokojnie do cieniowania, bo na oku one giną. Bardzo go lubię jako akcent przy blendowaniu, używam go gdy mam ochotę na typowo brzoskwiniowy makeup :)
caramelized - ciut ciemniejsza wersja cobbler, to jest również brąz z domieszką złota. No, może jest odrobinę chłodniejszy.. Tak naprawdę jest między nimi tak mała różnica, że według mnie jednego z tych cieni mogłoby nie być.
bless her heart - dla mnie ten kolor to pomyłka i na mnie wygląda okropnie - jakbym się wybrudziła.. Używałam go może ze 3 razy, za każdym razem byłam zawiedziona, bo na palcu/powiecie wpada w taki sino-szary odcień. Ble.. Jego pigmentacja też nie jest oszałamiająca.
bellini - jeden z moich totalnych ulubieńców z tej palety! To również róż odbijający na złoto, jednak zupełnie w innej tonacji. Jest ciemniejszy i bardziej ''brudny'' niż just peachy , pięknie wygląda nałożony na całą powiekę, jako akcent na środku i również w wewnętrznym kąciku. Jednak jest ciut bardziej suchy, niż inne świecące cienie; ma jednak wciąż przyjemną pigmentację.
puree - idealny, średni brąz, o najbardziej masełkowatej konsystencji z całej palety. Rozciera się super, można go spokojnie budować. Mój ideał, jeśli chodzi o lekkiego dzienniaka. Najczęściej ląduje powyżej załamania i/lub w zewnętrznym kąciku.



Ostatnia szósta jest zdecydowanie najciemniejsza z całej palet i.. najbardziej zawodzi.

tempting - nie jest to czerń najwyższych lotów i raczej przy typowym smoky eyes wyglądała brudno, choć to może mój brak umiejętności. Lubię nią jednak robić cieniutką kreskę nad linią rzęs, nawet jeśli ją lekko rozetrę wszystko wygląda dobrze. W palecie jest to cień z drobinkami, ale nigdy ich nie widzę na powiece. Lekko się osypuje, ale te tendencję mają wszystkie czarne odcienie.
peach pit - kolor, zagadka. Niby brąz, ale z fioletem.. błyszczy sie, choć ten efekt zanika na powiece. Przy blendowaniu mocno traci na kolorze. Szczerze mówiąc to praktycznie po ten kolor nie sięgam.
summer yum - to taka ciemniejsza i cieplejsza wersja puree. Jest tak ciepły, że wręcz wpada w ceglasty. Rozciera się pięknie, nie tracąc przy tym pigmentu. Nie jest też aż tak suchy.
charmed, I'm sure -nie przepadam za tym cieniem, bo na powiece wygląda brudno. Używam go do przyciemniania zewnętrznego kącika, ale totalnie nie podoba mi się on nałożony solo, pewnie dlatego że jest dla mnie zbyt chłodny. Jego pigmentacja raczej nie powala i trzeba go budować.
delectable - niewypał, choć miał potencjał. Uwielbiam fiolety, ale ten jest piękny tylko w palecie, bo praktycznie nie ma pigmentu. Nieprzyjemnie się też rozciera i ogólna praca z nim zawsze kończy się na moim zdenerwowaniu.
talk derby to me - tego cienia nie rozumiem.. Niby czerń, a ma w sobie fioletowe drobinki, których nie widać. Na oku wygląda szaro, bardzo brzydko. Rozciera się strasznie i ogólna praca z nim jest nieprzyjemna.


Są cienie, które wręcz uwielbiam i sięgam po nie regularnie, ale niektórych nie używam wcale. Jednak gdybym miała je podsumować, to sama paleta ma więcej zalet, niż wad i skusiłabym się na nią ponownie. Sięgam po nią w miarę często (choć na co dzień nie maluję się cieniami. :D), a po roku wciąż nie ma ubytków, w żadnym kolorze nie pokazało mi się również dno. Na wydajność wpływa na pewno fakt, że cienie raczej się nie osypują i nie pylą się.
Mimo, że na pierwszy rzut oka wydaje się, że są tutaj same różowe i brzoskwiniowe kolory, to paleta pozwala na stworzenie naprawdę wielu makijaży.
Tutaj coś mocniejszego, bardziej wieczorowego :



A to typowy dzienniak (niestety wszystkie zdjęcia tego makijażu są lekko rozmazane ;()


Wiem, że napisałam, że ta paleta to nie same ''brzoskwinki'', ale.. takiego makijażu nie mogło zabraknąć!


Naprawdę lubię pracować z tą paletą, a wszystko umila jej piękny, brzoskwiniowy zapach, który notabene czuć wciąż po roku! Czy kupiłabym ją znając jej wady i mając świadomość, że nie z każdego cienia skorzystam? Tak. Choć wydaje mi się, że gdy ja ja kupowałam paleta była tańsza. Aktualne kosztuje w Sephorze 205 zł (klik), ale oczywiście polecam ją kupić podczas jednej z akcji -20%, wtedy cena na pewno jest bardziej przystępna.

A Ty znasz te paletę? 

Buziaki
Oktawia

26 komentarzy:

  1. paletkę znam :D Super ma kolory :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się ciągle zastanawiam czy jest mi ona potrzebna, mam już Chocolate Bar, z tej serii trio do konturowanie, Peachy Mattes no i nie wiem czy kolejną brać ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyszedł Ci przepiękny makijaż! Zakochałam się w tej palecie :O

    OdpowiedzUsuń
  4. ładne kolorki ma ta paletka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wszystkie kolory mi mi pasowały, choć kto wie ;) Nie mniej paletka mi się marzy no i ten zapach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez nie uzywam wszystkich, a i tak siegnelabym po nia ponownie :)

      Usuń
  6. Jedna z ulubionych <3 ! Jest cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ładnie na Tobie te cienie wyglądają :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Paletkę mam i często po nią sięgam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolorystycznie byłaby dla mnie bardzo fajna, bo lubię takie kolory. Marzy mi się ta paleta, więc być może kiedyś się w końcu na nią skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto spelniac marzenia!! :D Ja sama tez dlugo kolo niej chodzilam, ale nie zaluje zakupu

      Usuń
  10. Zawsze zachwycam sie paletkami cieni, ale nie maluje powiek na co dzien, wiec nie dla mnie takie cukiereczki. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mam tej paletki, bo nie po drodze mi z brzoskwinią, ale muszę przyznać, że niektóre cienie ciekawe i makijaże nią wykonane są śliczne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moim zdaniem to ich najładniejsza paletka ;) Osobiście nie miałam styczności z cieniami tej marki, ale gdybym miała kupić, to byłaby to właśnie ta paleta ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę o tej paletce już jakiś czas...

    OdpowiedzUsuń
  14. Odcienie ma cudowne ale cena trochę odstrasza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cena wysoka.. choc po obnizce -20% wychodzi znacznie taniej, no i to inwestycja na dluzej!

      Usuń
  15. ciekawy i gony uwgi proukt,ma wszystkie kolory potrzebne i na dzien i na wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam tę paletę i bardzo lubię z niej korzystać, chociaż nie ze wszystkich kolorów. Wydaje mi się, że jakość poszczególnych cieni jest nierówna. Jedne są super, a z innymi ciężko się pracuje.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmetykowy Zawrot Glowy , Blogger