Nowości stycznia! Nars, Kat von D, Skinfood, Nanshy..

Nowości stycznia! Nars, Kat von D, Skinfood, Nanshy..

Hej!

Mam wrażenie, że dopiero co były święta i Nowy rok, a tu już koniec stycznia.. W tym miesiącu nie udało mi się przygotować dla was co prawda zbyt wielu postów, ale aktualnie zaczyna się u mnie sesja. Przede mną już ostatnie zaliczenia, więc trzymajcie kciuki! :) A co do styczniowych nowości - kupiłam naprawdę tylko to, czego potrzebowałam i na szczęście moje ograniczanie w zakupach kosmetycznych idzie mi bardzo dobrze :) 


 Żele z The Body Shop


To dodatek do świątecznej, spóźnionej paczki. Kocham żele z TBS i chętnie będę takie miniatury zabierać ze sobą na wyjazdy. Ten zestaw kupiony był na w Wielkiej Brytanii, więc nawet nie wiem czy można było dorwać coś takiego u nas. W dodatku widzę tutaj zapachy, których nie znam i których wcześniej nawet nie widziałam. :)

Catrice, płynny korektor 005



Zużyłam już kilka sztuk, bardzo lubię ten korektor - szczególnie kolor 005 :) Regularnie do niego wracam i staram się go zawsze mieć w łazience.

Make up revolution, kremowa paleta do konturowania



Te 3 produkty wygrałam u Alamakota na instagramie w grudniu, ale paczka dotarła do mnie dopiero w styczniu :) Choć tak naprawdę nie taka nagroda do mnie miała dotrzeć, w wyniku pomyłki Ala wysłała mi kosmetyki przeznaczone dla innej dziewczyny. Nie narzekam, ale jak widzicie nie do końca pokazuję wam paczkę - sobie zostawiłam tylko kremową paletę do konturowania. Paleta ze szminkami poleci do jednej z moich obserwatorek na insta za największą aktywność, a paletka do oczu odłożona jest dla mojej siostry :)

Nars, creamy radiant concealer



Akurat te zakupy nie do końca wpisują się w moje podstawowe potrzeby, ale.. na usprawiedliwienie tylko napiszę, że miałam bardzo zły humor, a na Sephorze pojawił się rabat -20%. Korektor wzięłam w miniaturze, bo kosztuje ona ok połowę ceny regularnej (67zł),a szkoda by mi było, gdyby produkt się jednak nie sprawdził.. Tak to sobie na spokojnie potestuje i zdecyduję, czy to naprawdę taki hit, jak go opisują insta girls :)

Kat von d, lock-it minipuder transparentny

 


Co prawda marka Kat von D nie wlicza się w rabaty, ale.. ja uwielbiam minisy! A ten puder chodził za mną od dawna. :) Chcę zobaczyć jak ma się do kultowej Laury Mercier.

 Skinfood, Coconut Mask



Kosmetyki koreańskie mnie od jakiegoś czasu fascynują i w większości naprawdę super się u mnie sprawdzają (zostawiam link do moich ulubionych kremów koreańskich - >klik). Aktualnie moja cera, mimo że wciąż jest tłusta i wydziela sporo sebum, zwariowała i muszę ją naprawdę porządnie nawilżać. Nawet bogate kremy działają na krótko i wybór padł na tę maseczkę. Jest całonocna, a to chyba aktualnie moja ulubiona forma maseczkowania.

 Rexona, antyperspirant invisible pure



Miałam go już kiedyś i fajnie się sprawdzał. Ważne dla mnie jest, żeby antyperspirant nie brudził ubrań.. Chciałabym jednak przerzucić się jednak na coś bardziej naturalnego/nie w sprayu. Co polecacie? Ałun niezbyt daje rade..

7th heaven, maseczki do twarzy



Kupiłam 4, na promocji 2+2 w Hebe. Jak narazie z tej firmy miałam tylko jedną maskę i chcę poznać więcej - myślę, że pojawi się o nich wpis na blogu :)

 Garnier, oil repair 3 butter



Kończę aktualnie kilka odżywek, a pod prysznicem nie miałam takiej ''nawilżającej bomby'', której moje włosy czasami wymagają. Postanowiłam wypróbować czegoś dostępnego wszędzie i w przystępnej cenie. :) Kiedyś byłam bardzo zadowolona z odżywek z Garniera, mam nadzieję że tak bedzie i tym razem :D

 Skinfood, maseczka w płachcie i Nanshy, marble blender



Lubię przeglądać maseczki w Tk maxx, bo można trafić na coś ciekawego. Tej akurat nie widziałam nigdzie w Polsce, przynajmniej nie stacjonarnie, więc dajcie znać czy jesteście zainteresowane moją opinią o niej.
Na gąbeczkę też natknęłam się przypadkiem, była miękka i w spoko cenie. Mam i bardzo lubię pędzle tej marki, więc liczę że będę zadowolona. Swoją Blend it! zostawiłam po świętach u rodziców, a jadę do nich dopiero po egzaminach :(

 Tołpa maska-peeling-żel 4w1



Tak naprawdę to nie potrzebuję ani żelu, ani peelingu, ale.. kupiłam ten produkt z polecenia, a skusiłam się na niego tym bardziej, że żel z tej serii jest mega! Na zdjęciu jest miniatura, która ma 25ml, ale nawet nie widziałam, przynajmniej w Rossmannie, większej wersji. Jeśli się sprawdzi u mnie, to będzie ideał nawet na dłuższe wyjazdy.

Wydawało mi się, że prawie nic nie kupiłam w tym miesiącu. Tym bardziej, że nie miałam totalnie czasu na zakupy.. Daj znać co z moich nowości Cię ciekawi najbardziej!


Buziaki
Oktawia
Pod lupą : Ministerstwo Dobrego Mydła

Pod lupą : Ministerstwo Dobrego Mydła

Hej!

Postanowiłam wprowadzić na bloga nową serię! Myślałam nad nią od dawna, ale wciąż nie mogłam się do niej zebrać. Uznałam, że Polska marka, i to ze Szczecina, w którym aktualnie studiuję, jest idealna na jej rozpoczęcie :) No tak, ale nie wyjaśniłam o co chodzi.. W jednym wpisie będzie pojawiało się kilka produktów jednej marki, lub z tej samej kategorii, z recenzjami, tak zbiorczo. Co prawda w dzisiejszym poście pojawią się tylko trzy kosmetyki, ale nie chcę tworzyć recenzji dziesięciu produktów w jednym. Może i brzmi to dość skomplikowanie, ale mam nadzieję, że pod koniec będziesz już wiedziała o co mi chodzi i dasz mi znać co sądzisz.



Ministerstwo Dobrego Mydła to mała, rodzinna manufaktura mydlarska- stworzona przez siostry! Wszystkie produkty wyrabiane są ręcznie, w pracowni w Szczecinie, z dobrych produktów :) Dodatkowo kosmetyki są również ręcznie pakowane i oklejane, co moim zdaniem jest wspaniałe i czuć w tym serce. Opakowania są minimalistyczne, przejrzyste i proste graficznie - na każdym znajduje się skład wraz z opisem kosmetyku, czyli tak jak uwielbiam! <3 Testowałam trzy (choć właściwie to dwa..) produkty z MDM : półkulę różaną, peeling śliwka oraz mój facet używał olejku do brody. :) Wszystko kupiłam na Bazarze Smakoszy w Szczecinie i firmy można szukać właśnie na większych targach (szczegółowe info u nich na stronie), a stacjonarnie ich produkty znajdziesz w sklepiku w Warszawie. Oczywiście prężnie działa ich strona internetowa, z której można wszystko zamówić prosto do domu - > klik
Markę kojarzę od dawna, ale tak naprawdę bliżej zapoznała mnie z nią przyjaciółka, która niesamowicie zachwalała olejki i mydła.


Różaną półkulę chwyciłam bez zastanowienia, bo tak mi się spodobał jej zapach! Co prawda musiała poczekać z użyciem aż pojadę do rodziców, bo u siebie nie mam wanny, ale... była warta czekania. <3 Zaraz po rozpakowaniu urzekł mnie jej wygląd. Piękna, bielutka, z kawałkami płatków róży. Pachniała subtelnie, choć wyraźnie różą. I to nie taką sztuczną :)


Po wrzuceniu półkuli do wody delikatnie musowała i po chwili rozpuściła się całkowicie, a w całej wannie można było dostrzec małe kawałki płatków róży. Zapach wciąż był delikatny i subtelnie unosił się w całej łazience. Wchodząc do wody od razu zauważyłam, że jest ona jakby oleista - to za sprawą tego pięknego, bogatego składu!


Poza przyjemnymi aspektami wizualnymi i pięknym zapachem, zachwycił mnie efekt po tej półkuli. Skóra po wyjściu z wanny była nawilżona, odżywiona, gładka i pachniała cudownie! Zdecydowanie nie wymagała dodatkowego nawilżenia, nawet po porządnym wytarciu się ręcznikiem. Super, że ta tłusta warstwa w wodzie nie zostawiła tłustego filmu, po którym miałabym ochotę ponownie się kąpać. ;) Jedynie o czym należy pamiętać, to to, żeby uważać wchodząc do wanny - łatwo jest się pośliznąć.

Skład(tłumaczenie) : Soda oczyszczona, kwasek cytrynowy,  masło shea, olej ze słodkich migdałów, olej z pestek winogron, olej ryżowy, pełne mleko, olej z dzikiej róży, olejek eteryczny z róży geranium, różowa glinka francuska, płatki róży damasceńskie
Półkula kosztuje 6,50zł/60g -> klik



Peeling śliwka jest chyba najpopularniejszym kosmetykiem z MDM. Oprócz super składu cudownie pachnie i chyba dzięki temu pokochało go tyle kobiet! Mi przypomina zapach delicji, słodki, delikatny, aż ma się ochotę go jeść. Mogłabym mieć wszystkie kosmetyki o takim zapachu.


Peeling ma dość zbitą i sypką konsystencję, a drobinki cukru nie są najmniejsze - to wpływa na to, że jest porządnym zdzierakiem. Zdecydowanie czuć, że peelinguje i mi się to podoba. O dziwo, zawsze mam wrażenie, że tak mocno pocieram, a skóra nigdy nie jest zaczerwieniona czy podrażniona.


 Szczególnie lubię go używać do pielęgnacji nóg, na których mam najbardziej suchą skórę z całego ciała. Po użyciu tego produktu nie muszę się już niczym balsamować, bo zostawia skórę odżywiona, miękka i nawilżoną :) Jest ona pokryta olejkami, ale totalnie nie jest to tłusta warstwa, którą znam z drogeryjnych peelingów!
Warto mieć też na uwadze, że opakowanie jest szklane - trzeba uważać, żeby nam nie spadło. No i przez to jest dość ciężkie ;)

Skład(tłumaczenie): Cukier trzcinowy, olej z pestek śliwki francuskiej, witamina E, olej ze słodkich migdałów, olej z pestek winogron, olej z awokado, masło kakaowe, masło shea, olej makadamia, wosk pszczeli, ferment z rzodkwi, ekstrakt z kokosa, skwalan z oliwek, olej z rącznika, aromat kosmetyczny, gliceryna roślinna
Peeling kosztuje 38zł za ok 300g - > klik


Do powyższych produktów dostałam próbkę olejku do brody, choć właściwie nie ja, a mój facet, który był ze mną wtedy na targach. Miał ode mnie nakaz używania tego kosmetyku i codziennie, skrupulatnie nakładałam mu olejek na brodę.. Tak, żeby nie zapomniał, i chciałam obserwować efekty! :D



Olejek konsystencją przypomina mi serum do zabezpieczania końcówek włosów. Cieszę się, że nie jest bardzo wodnisty, bo tak nakładał się sprawnie i przyjemnie, po wcześniejszym rozprowadzeniu go między palcami wystarczyło wczesać w brodę, oczywiście dotykając skóry! Napisałam ''oczywiście'', bo produkt pielęgnuje nie tylko same włosy na brodzie, ale również skórę oraz dba o mieszki włosowe :) Moim zdaniem to świetnie rozwiązanie, bo wielu facetów boryka się z problemem przesuszenia twarzy pod brodą, bo nie chcą nakładać tam tłustego kremu, żeby nie obciążyć włosów.
Zapach jest przyjemny, delikatny, o dziwo nie ''typowo męski''. Działanie olejku zauważalne było od pierwszego użycia, bo broda była od razu zmiękczona, ułożona i pięknie się błyszczała - ale wiesz, bez takie obtłuszczenia ;) Również skóra pod brodą uspokoiła się, była nawilżona - absolutnie olejek jej nie podrażnił, ani nie pojawiły się niedoskonałości.
Taka próbka wystarczyła na naprawdę wiele aplikacji. Gdybym stała teraz przed wyborem olejku do brody to zdecydowanie postawiłabym właśnie na ten.

Skład  (tłumaczenie): macerat z liści zielonej herbaty w oleju słonecznikowym, skwalan, olej rycynowy, olej abisyński, sterole z owocu granatu, olej kameliowy (herbaciany), olej z nasion bawełny, olej krokoszowy, olej jojoba, skwalan z trzciny cukrowej, witamina E, mieszanka olejów roślinnych standaryzowanych w kierunku kwasów omega 3 i 6, olej z lnianki siewnej, aromat, olej kokosowy frakcjonowany, witamina A, olej mastyksowy, olejek eteryczny cobaiba, benzyl benzoate, limonene, linalool, citral, cinnamal (alergeny naturalnie występujące w olejkach eterycznych i aromatach
Olejek kosztuje 69zł za 30 ml - >klik 


Marka mnie zachwyciła i.. chcę więcej! :) Zastanawiam się na jakie kosmetyki tym razem postawić - może Ty mi coś podpowiesz?  

Buziaki
Oktawia 
Koreańska pielęgnacja z kremami D'ran

Koreańska pielęgnacja z kremami D'ran

Hej!

Koreańska pielęgnacja wciąż jest na topie! Nic więc dziwnego, że na nasz rynek dociera coraz więcej koreańskich kosmetyków, a my tak chętnie po nie sięgamy. Kremy marki D'RAN to nowość u nas i cieszę się, że miałam je przyjemność testować. Co w nich takiego wyjątkowego? Zapraszam do dalszej części wpisu!




Trafiły do mnie trzy kremy : zwężający pory, nawilżający z witaminą E, oraz Hwangto. Każdy z nich ma aż 100ml i tak dla porównania zdradzę, że kremy zazwyczaj mają 30ml-50ml, ale na szczęście tych można używać przez rok od otwarcia. Dobrym sposobem jest też podzielenie się  kremem z mamą czy przyjaciółką, jeśli nie używacie aż takiej ilości produktu lub korzystacie jednocześnie z kilku takich kosmetyków. Zmniejszy to znacznie koszty, a produkt szybciej można będzie zużyć.

Opakowania są standardowe, każdy krem ma trochę inny desing i inny kolor, dzięki czemu intuicyjnie wiedziałam po który sięgnąć, gdy miałam otwarte wszystkie trzy w łazience. Po prostu gdy skóra wymagała nawilżenia w ruch szedł niebieski, a gdy chciałam czegoś lżejszego - brałam fioletowy. Jest jednak coś, co uważam za świetny pomysł i każdy tego typu produkt powinien to mieć, a mianowicie..


Zabezpieczenie! Dzięki temu wiem, że nawet jak nie dokręcę kremu, nic mu się nie stanie. Fakt, bywa to uciążliwe, ale przynajmniej, nawet po podróży, cała zakrętka nie jest śliska od produktu.
Pierwszy krem, który testowałam był ten z witaminą E. Ma od za zadanie łagodzić, nawilżać i wygładzać. Polecany jest do wszystkich typów skóry.


Skład :
Water, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Glycerin, Limnanthes Alba (Meadowfoam) Seed Oil, Squalane, Butylene Glycol, CetearylAlcohol, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii(Shea) Butter, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Polysorbate 60, Argania SpinosaKernel Oil, Microcrystalline Wax, PEG-100 Stearate, Beeswax, Dimethicone, TocopherylAcetate, Glyceryl Caprylate, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Fragrance, Phenoxyethanol


 Zaraz po otwarciu czuć lekki, bardzo przyjemny, jakby ciut cytrusowy, zapach. Myślę, że nie będzie on drażnić nawet wrażliwych na tym punkcie, bo sama nie lubię zbyt perfumowanych produktów do twarzy. Zaskoczyła mnie dość bogata i treściwa konsystencja, która na twarzy nie była już tak ciężka. Krem rozprowadza się gładko i natychmiast daje poczucie ulgi i nawilżenia.


Skóra po aplikacji nie jest klejąca, jednak nie jest to krem, który wchłania się w kilka sekund. Z tego powodu używałam go tylko na noc, ale takie nawilżanie raz dziennie zupełnie mojej tłustej cerze wystarczało i nie czułam żadnego ściągnięcia. Odłożyłam go również mojej mamie, która ma cerę suchą i ona spokojnie używała go sobie pod makijaż. Z tego co się dopytałam to była z niego zadowolona, a uwierzcie - w kwestii nawilżenia jest wymagająca! :)
Używałam tego produktu z ogromną przyjemnością, testowałam go przez około miesiąc. W tym czasie zauważyłam poprawę w elastyczności skóry, stała się ona jakby.. bardziej miękka, aksamitna i gładka. Wyglądała po prostu bardzo zdrowo i była nawilżona, bez tłustej warstwy. Na szczęście nic mi od tego kremu nie wyskoczyło, nie zapchały się również pory i nie wystąpiło podrażnienie.
Link do tego kremu - > klik

 
Gdy pokazałam wam te kremy na snapchacie (kosmetykowyzg) to o ten pytałyście najczęściej! Sama też byłam go chyba najbardziej ciekawa, bo od dawna walczę z rozszerzonymi porami. Tutaj zapach jest również delikatny i przyjemny. Na pewno dość zaskakująca jest jego konsystencja, bo krem jest.. w sumie półpłynny, może żelowy?


Skład :
Water, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Extract, Glycerin, Diisostearyl Malate, Cyclopentasiloxane, Butylene Glycol, Trehalose,Cyclohexasiloxane, Sodium Hyaluronate, Cetearyl Alcohol, Macadamia Integrifolia SeedOil, Limnanthes Alba (Meadowfoam) Seed Oil, Hydrolyzed Collagen, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Stearic Acid, Microcrystalline Wax, Sorbitan Stearate, GlycerylStearate, Polysorbate 60, PEG-100 Stearate, Beeswax, Dimethicone, Glyceryl Caprylate,Beta-Glucan, Tocopheryl Acetate, Disodium EDTA, Fragrance, Phenoxyethanol

Skóra po tym kremie lekko się lepi, ale wchłania się wręcz natychmiast. Pory faktycznie się zwężają, choć nie jest to efekt całkowitego wygładzenia. Buzia po jego aplikacji wygląda zdrowo, nie przesusza się, wręcz jest lekko nawilżona i wygląda świetliście. Nie jest to jednak krem, który mogłabym mieć jako jedyny w łazience, bo po tygodniu moja skóra domagała się większego nawilżenia, co w okresie grzewczym jest raczej zrozumiałe, nawet przy cerze tłustej. :) Myślę, że byłabym bardziej z niego zadowolona w okresie letnim, czy choćby wiosną przez te jego lekką konsystencję. Jako krem uzupełniający pielęgnacje jest super - nakładałam na niego spokojnie makijaż i wyglądał on, i trzymał się, lepiej. 


Na szczęście nie wystąpiło żadne podrażnienie, nie zauważyłam też zapchania porów. Po miesiącu krem wygląda tak, jakbym praktycznie go nie używała.. jest mega wydajny! Nada się raczej do każdej cery, choć najbardziej zadowolone będą z niego te, które mają problem z rozszerzonymi porami. :D
Link do kremu - > klik


 Krem, który zostawiłam sobie na koniec, nosi dziwną nazwę ''Hwangto''. Ma on za zadanie oczyszczać, eliminować zanieczyszczenia i jednocześnie nawilżać. Nieczęsto spotykam się z takim połączeniem, więc byłam go mega ciekawa! Zapach tutaj również jest delikatny, dla mnie podobny do tego z kosmetyków dla dzieci. Konsystencja jest kremowa, ale zarazem leciutka.


Skład
Water, Glycerin, Butylene Glycol, /macadamia Intergrifolia Seed Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Buter, Loess Extract, Limnanthes Alba (Meadowfoam) Seed Oil, Dimethicone, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Glycertl Stearate, Cetearyl Alcohol, Stearic Acid, Polysorbate 60, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Charcoal Powder, PEG-100 Stearate, Hydrogenated Vegetable Oil, Betaine, Beeswax, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Argania Spinosa Kernel Oil, Beta-Glucan, Sodium Hyaluronate, Ammonium Acrylodimethylteurate/VP Copolymer, Glyceryl Caprylate, Tocopheryl Acetate, Disodium EDTA, Panthenol, Allantoin, Fragrance, Phenoxyethanol

Krem wchłania się szybko i nie zostawia po sobie praktycznie żadnej warstwy, skóra się nie lepi, czuć jednak że ten krem na niej jest :) Zadziwiające jest to, że po tym buzia się nie świeci, a moja strefa T robi się jakby.. matowa, ale nie jest to efekt jak po kremie typowo matującym! Po prostu wygląda jakby była bardziej ''normalna'' niż ''tłusta''. Spokojnie używałam go pod makijaż, jak i podczas wieczornej pielęgnacji, w obu rolach sprawdził się świetnie! To oczyszczenie przy jednoczesnym nawilżeniu jest prawdą i sama lepiej nie określiłabym tego działania. 
Po około tygodniu stosowania zauważyłam coś, co mnie zdziwiło i musiało być spowodowane używaniem tego konkretnego produktu, bo nic poza nim w pielęgnacji nie zmieniłam, a mianowicie.. wągry zaczęły robić się mniej widoczne! Również te na nosie czy brodzie, z którymi mam problem od lat.  Również powstawanie nowych wyprysków mocno się ograniczyło, nawet przy burzy hormonalnej nie miałam pizzy na twarzy. Do tego twarz wygląda po prostu.. zdrowo. Dla mnie to ogromne zaskoczenie, bo choć te zaskórniki nie zniknęły i wciąż mi coś czasami wyskakuje, to moja cera wyraźnie się poprawiła. Ten krem nie daje nawilżającego kopa, więc teraz gdy moja cera potrafi się przesuszać, wspomagam się maseczkami czy kremami typowo nawilżającymi raz na jakiś czas.
Link do kremu - > klik

Każdy z tych kremów szczerze polubiłam, ba! Uważam, że są rewelacyjne. Używałam ich regularnie praktycznie po miesiącu, żeby być pewną ich działania. Najbardziej do gustu przypadł mi Hwangto, który mnie pozytywnie zaskoczył, ale gdy czuję przesuszenie i ściągnięcie nakładam sobie na noc krem z Witaminą E. Najrzadziej sięgam po krem zwężający pory, ale ze względu jego żelową konsystencję wolę poczekać z nim do cieplejszych dni .

Kremy kosztują po 60zł za 100ml. Można je zamówić przez internet, pod każdym produktem zostawiłam bezpośredni link. Ale.. znajdziecie je również stacjonarnie! Najbardziej z tego faktu ucieszą się zapewne Wrocławianki, ponieważ dostępne są one w Drogerii Lilaróż :) 

To aktualnie moje ulubione kremy, a ze względu na ich wydajność mogę się nimi spokojnie jeszcze pocieszyć! Daj znać co sądzisz o koreańskiej pielęgnacji i koniecznie napisz, który z kremów najbardziej przypadł Ci do gustu :)

Buziaki
Oktawia

Mac, studio fix fluid

Mac, studio fix fluid

Hej!

Dotąd używałam tylko podkładów drogeryjnych, ale postanowiłam spróbować w końcu studio fix z Mac, który jest bardzo polecany w sieci. Wcześniej odkładałam ten wydatek ''na później'', jednak nadarzyła się okazja - szukałam podkładu na wesele, chciałam więc postawić na coś trwałego i pięknie wyglądającego.



Wybrałam odcień NC15, a właściwie wybrała mi go Pani w Macu mimo moich sugestii, że chyba wolałabym jaśniejszy. Cóż, zaufałam jej po tym jak przejechała mi podkładem po szyi i faktycznie nie było go widać. Odcień pasował mi dopóki byłam opalona, a że wesele było we wrześniu to nie musiałam go z niczym mieszać. Teraz podkład jest dla mnie dosłownie odrobinę za ciemny, ale podobno widzę to tylko ja.. :D


Sam odcień jest piękny! Żółty, bez pomarańczowych podtonów. Gama kolorystyczna jest jednak naprawdę duża i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że ten podkład nie ciemnieje. Warto jednak wyjść z nim na naturalne światło, bo te w Mac czy w Douglas dają zakłamany efekt :)



Niestety do podkładu nie jest dołączona pompka. Ja nie wyobrażam sobie wylewać co rano trochę na rękę, bo pewnie kończyłoby się to zawsze wylaniem połowy butelki na dłoń.. Dokupiłam więc pompkę w Macu, kosztowała 24zł. Wiem, to niemało, ale.. jest świetna. Nie wylewa na boki, przekręcając blokujemy ją i ma dodatkowe, niewielkie zabezpieczenie. Dozuje dla mnie odrobinę za mało, bo jedno naciśnięcie nie wystarcza mi na pokrycie całej buzi. Wolę jednak tak, niż miałabym marnować pół pompki. :) Więc jeśli zastanawiacie się nad tym podkładem - naprawdę warto zainwestować również w ten gadżet!


Ja mam skórę mieszaną, przetłuszczającą się w strefie T. Podkład na mojej cerze wygląda pięknie i bardzo naturalnie! Krycie określiłabym jako średnie+, bo koloryt jest dość mocno wyrównany, drobne mankamenty są przykryty, ale jednocześnie moje piegi wciąż delikatnie przebijają,a niedoskonałości wymagają użycia korektora. Efekt to satynowy mat, bez przypudrowania na skórze zagwarantowany jest naturalny glow :) U mnie nie wchodzi w żadne zmarszczki i nie podkreśla porów, tym bardziej gdy przypudruję go Laura Mercier.
O ile z efektu jestem bardzo zadowolona, tak niestety nie do końca podoba mi się jego trwałość. Zaczyna się wyświecać po 3-4 godzinach, a jeśli go nie przypudruje zaczyna robić się mega oleisty na środku czoła i lekko się waży. Wygląda to nieciekawie, ale problem mam tylko w strefie T. Na policzkach, nawet na linii żuchwy, trzyma się bez zarzutu aż do zmycia. Nakładanie bazy matującej ratuje ten efekt, ale takie połączenie jest dla mnie zbyt ciężkie do codziennego noszenia.


Podkład nie zapycha mnie, ani nie wysusza. Jego konsystencja jest dość gęsta, ale bez problemu rozprowadza się równomiernie i pędzlem, i gąbką. Aplikacja przebiega krótko, bo studio fix od razu stapia się z moją cerą bez jakichkolwiek plam. :)

Kosztuje 140zł na stronie producenta i w Douglas, ale warto na niego polować na promocji np -20%. Moim zdaniem to idealny podkład na co dzień, choć przy dobrym przygotowaniu cery i mocnym przypudrowaniu dał radę również na weselu i sprawdza się na wyjścia. :) Choć oczekiwałam od niego nieco mocniejszego krycia i większej trwałości to aktualnie podkład po który sięgam najczęściej. Mam ochotę przetestować teraz pro longwear!
 


A Ty, znasz tej podkład? :) 

Buziaki
Oktawia
Projekt denko : grudzien 2017

Projekt denko : grudzien 2017

Hej!

Tym postem zamykam już rok 2017 na blogu! Liczę, że 2018 będzie owocny i pełen sukcesów, a Wy wciąż będziecie mi tutaj towarzyszyć w tym kosmetycznym szaleństwie. Muszę przyznać, że denka zawsze sprawiają mi przyjemność - samo zbieranie tych kosmetyków, wyrzucanie ich zbiorowo raz w miesiącu i pisanie tych wpisów! :)


1. Bioline, hydrolat melisa do skóry suchej


To mój pierwszy hydrolat i.. chcę więcej! Był delikatny, cudowne odświeżał, delikatnie nawilżał i.. cudownie się go używało przez ten atomizer. Na pewno skuszę się niedługo na inne wersje z tej firmy. Może tym razem oczarowy? Pisałam o nim tutaj -> klik , ale produkt znalazł się również w ulubieńcach ->klik

2. Schwarzkopf, szampon fibreplex


Na początku byłam z niego bardzo zadowolona, ale po czasie wyniosłam go z łazienki, bo bardzo podrażnił mi skórę głowy. Wróciłam do tej końcówki, która tam została, i znów był fajny efekt :) Pisałam o nim tutaj -> klik

3. Tami, ręczniczki bawełniane i Babydream, szampon dla dzieci


Ręczniczki to stały punkt, uwielbiam je i nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez nich. Wszędzie je ze sobą zabieram :)
Sławny Babydream niestety nie sprawdził mi się do mycia włosów. Myłam więc nim pędzle i gąbki - w tej roli był naprawdę spoko, choć znam lepsze produkty w tej kategorii.

4. Batiste, suchy szampon eden i Vis plantis, szampon basil element


Batiste zawsze muszę mieć w łazience i ratują mnie w kryzysowych sytuacjach. Ta wersja była bardzo przyjemna dla nosa.
Szampon basil element świetnie mył, mimo że nie ma w składzie SLS. Niestety, nie wiem dlaczego, po jakimś czasie zaczęła mnie swędzieć po nim skóra głowy.. Pisałam o nim tutaj - >klik

5. Ministerstwo Dobrego Mydła, półkula róża


Ah, cóż za cudowny produkt! Najpierw długo zachwycałam się zapachem tej półkuli - delikatny, ale czuć go było z daleka. Gdy w końcu dotarłam do rodziców i mogłam wykąpać się w wannie zauroczył mnie jej minimalistyczny wygląd. W składzie są same dobrodziejstwa, a po rozpuszczeniu półkuli w wodzie jest pełno kawałeczków płatków róż! Skóra po kąpieli była nawilżona i.. chcę więcej. Będę o niej pisać na blogu!

6. It's skin, kolagenowe płatki pod oczy i Carmex, wiśniowy balsam do ust


Płatki były na tyle fajne, że przy okazji na pewno wrzucę je jeszcze kiedyś do koszyka. Recenzja tutaj -> klik
Carmex wiśniowy towarzyszył mi naprawdę długo, świetnie nawilżał usta. Dzięki temu, że ta wersja jest wyciskana, nakładałam grubszą warstwę na noc. Recenzja pojawiła się tutaj - >klik

7. Bania Agafii, maska dziegciowa i Skin79, maska w płachcie Snail


Maseczka dziegciowa to mój absolutny hit i mam już kolejną w zapasie. W tej cenie i to przy takiej wydajności nie znam lepszej. Pojawiła się w ulubieńcach -> klik a jej recenzje możecie znaleźć tutaj -> klik
Maska w płachcie była przyjemnie nasączona, nie wyschła po chwili na wiór, ani się z niej nie lało. Jej kształt i wycięcia również mi odpowiadały. Zostawiła cerę przyjemnie nawilżoną więc myślę, że jeszcze po nią sięgnę. Recenzja -> klik


8. Jelly Bear Hair


Skończyłam również całe opakowanie żelków na włosy i poświęciłam im cały, osobny post. Link tutaj -> klik

W tym miesiącu nie ma tego dużo, ale myślę że to dlatego, że przez święta nie miałam czasu kombinować oraz żyłam na dwa domy - w obu mam kosmetyki i tylko część z nich typu kolorówka czy ulubione kremy, muszę wozić ze sobą :) Liczę, że w styczniu zacznę zużywanie z kopyta i będzie tego więcej!


Buziaki
Oktawia
Copyright © 2016 Kosmetykowy Zawrot Glowy , Blogger