Pause box - grudniowe pudełko wypełnione naturą

Pause box - grudniowe pudełko wypełnione naturą

Hej!

Relax niezaprzeczalnie należy się każdej z nas. Choć raz w tygodniu staram się znaleźć te chwilę dla siebie, gdzie oddaję się przyjemności i liczę się tylko ja. Domowe spa to coś, co uwielbiam! A z kosmetykami dobrej jakości, naturalnymi jest to jeszcze przyjemniejsze..

Pause box to pudełko wypełnione właśnie takimi produktami!



Już samo opakowanie wygląda pięknie! Niezwykle dziewczęco, z hasłem pod którym się podpisuję :) Zapakowane były bardzo porządnie, dzięki zabezpieczeniom nie ucierpiały nawet rogi i kosmetyki przybyły do mnie w nienaruszonym stanie. 


Otwierając pudełko wita nas różowa wstążka. To dużo ładniejsza opcja niż nalepka sklejająca papier, a dodatkowo czuję się taka dopieszczona, że ktoś zawiązał ją specjalnie dla mnie <3


Zalaminowana kartka to kolejny dowód, że ekipa dba o szczegóły. Nie jest nawet w minimalnym stopniu pognieciona, wita nas pięknym cytatem i jest też parę słów od zespołu!
W jej środku opisany jest każdy produkt z pudełka, podana jest również cena i kraj pochodzenia kosmetyku. Znajdziemy tam również ciekawostki, dodatkowe informacje oraz sposób użycia.


Zanim pociągnęłam za wstążkę czułam piękny zapach! Teraz wiem, że to dzięki półkuli z Ministerstwa Dobrego Mydła. Dokładnie tę samą wersję kupiłam sobie niedawno sama, ale to kosmetyk jednorazowy, więc nawet się cieszę na taki mini zapas. Półkula podczas kąpieli odżywia skórę, fundując nam przy tym niesamowity relaks. W jej składzie znajduje się różowa glinka, olejek eteryczny z róży, olejek z dzikiej róży, olejek ze słodkich migdałów, olejek z pestek winogron, pełne mleko, nierafinowane masło shea.. Samo dobro! 60g/6,50zł
Drugim różanym produktem z pudełka jest woda różana z make me bio. Ile ja się o niej naczytałam, ah. Cieszę się, że jej nie zamówiłam przy okazji ostatnich zakupów internetowych, a miałam ją nawet zapisaną w zakładce! Jest to kosmetyk praktycznie do każdej cery, ponieważ odżywia, tonizuje i oczyszcza. Zdradzę wam też, że można jej używać do włosów! 100ml/16zł


Markę Natura Siberica poznałam dzięki odżywce rokitnikowej do włosów. Sprawdziła mi się na tyle fajnie, że na pewno sięgnę po maskę z tej serii! W pudełku znalazł się natomiast kosmetyk do ciała,a konkretnie tonizujący żel pod prysznic. Pachnie świeżo, orzeźwiająco - zawiera ekstrakty z syberyjskich ziół i jagód! Jest to produkt miniaturowy, ma 50ml, ale spokojnie wystarczy na kilka, jak nie kilkanaście użyć. 50ml/6zł
Próbka maski do włosów figa i migdał od Organic shop będzie idealna na weekendowy wyjazd. Nie ma parabenów, ani silikonów, za to wysoko w składzie są olejki :)


Ten kosmetyk był chyba największym zaskoczeniem z całego pudełka. Mój ukochany zapytał dlaczego dostałam cukier trzcinowy, a to.. naturalna sól z morza martwego o zapachu czekolady z CosmoSpa! Wystarczy dosypać 3-4łyżki do kąpieli, aby cieszyć się pięknym aromatem i rozluźnić mięśnie po ciężkim dniu. :) Opakowanie jest jednak dla mnie mało praktycznie, chyba wolałabym słoiczek, lub po prostu woreczek strunowy, choć tak produkt wygląda naprawdą atrakcyjnie! Jest to jednak miniatura, więc nie mam co się czepiać. 200g/5zł


Koreańskie kosmetyki to od jakiegoś czasu moja mini obsesja i mam ochotę przetestować je wszystkie! Oczywiście jest to niemożliwe, ale skrupulatnie do mojej łazienki wpada coś nowego. Płatki pod oczy to produkt, którego nigdy nie jest za wiele. Lubię używać ich po ciężkiej nocy lub po prostu gdy chcę się zrelaksować. W pudełku znalazły się żelowe płatki It's skin, kolagenowe, które mają nawilżać, rozjaśniać i wygładzać. 1szt/12zł


Marka Yope ma bardzo charakterystyczne zapachy, świetne zapachy i na szczęście jest coraz bardziej dostępna. Ja wąchałam już chyba wszystkie możliwe wersje, ale na żadną nie mogłam się zdecydować. Tutaj klamka zapadła i wpadła mi w ręce (dosłownie, bo to krem do rąk!) szałwia i zielony kawior, ale w pudełku można było znaleźć również herbatę i miętę lub imbir i drzewo sandałowe. Kremów do rąk raczej nie używam, ale jak już go mam to z chęcią przetestuję. 100ml/30zł


Największym kosmetykiem z pudełka jest żel pod prysznic. Ja akurat się cieszę, bo ten którego używam aktualnie niedługo mi się skończy i liczę, że Planeta Organica organic shea będzie godnym zastępcą. Wydaje się być idealny na tę porę roku, bo na drugim miejscu, zaraz po wodzie, ma masło shea! Duża pojemność i opakowanie z pompką to na pewno dodatkowe plusy, bo może być to kosmetyk rodzinny. 360ml/ok 10zł


Miłym prezentem do pudełka jest.. coś słodkiego! Ręcznie robiona czekolada z Karmello z dodatkiem liofilizowanych owoców towarzyszy mi przy pisaniu tego postu :)


Nie mogę też nie wspomnieć o dwóch dołączonych herbatkach. Są one typowo kobiece- Pukka womankind to smak żurawinowy, z różą i dodatkiem wanilii. Właśnie ją piję i jest pyszna, nie potrzeba do niej nawet odrobiny cukru, idealnie wyważona. Chętnie kupię sobie całe opakowanie. Marki Yogi Tea nie znam, ale na nazwa women's energy brzmi super! Jest to produkt niemiecki, o smaku ajuwederyjskich ziół i eksplozji przypraw. 

Tak prezentuje się grudniowy box! Zawartość jest świetna, wszystkie kosmetyki pójdą w ruch w najbliższym czasie i na pewno będziecie mogły o nich przeczytać na moim instagramie. :) Jestem mile zaskoczona tym, że aż trzy produkty są polskich marek (Yope, MDM, Make me bio) oraz, że w pudełku znalazło się pięć kosmetyków pełnowymiarowych. Świetnie, że na rynku pojawiają się boxy ciekawe, z pomysłem i z kosmetykami niedostępnymi od ręki oraz naturalnymi!

Co sądzisz po pudełku?

Koszt pudełka to 89zł z już wliczoną przesyłką, ale! Jeśli chcecie je kupić z rabatem, to aktualnie jest -30% na grudniowy box, czyli jego cena to niecałe 70zł. Oferta jest ważna tylko do 03.12, więc jeśli chcecie sprawić komuś (lub sobie :D) prezent mikołajkowy to zapraszam! Będzie mi miło jeśli przy zamówieniu w polu 'firma' wpiszesz moją nazwę z instagrama ''kosmetykowyzawrotglowy'', wtedy ekipa Pause będzie wiedziała, że jesteś ode mnie :)

Link do Pause box - > klik

Buziaki
Oktawia
Mac, Soft&Gentle - dlaczego nie zachwyciłam się kultowym produktem?

Mac, Soft&Gentle - dlaczego nie zachwyciłam się kultowym produktem?

Hej!

Krótko po tym jak założyłam instagrama odkryłam rozświetlacze.. Tak bardzo pokochałam efekt jaki dają, że zaczęłam je po prostu gromadzić. Na szczęście trochę przystopowałam w tej mojej małej obsesji, choć wciąż zachwycam się nowymi kolekcjami, a firmy kuszą coraz ciekawszymi kolorami i formułami... 


W pewnym momencie miałam ochotę na Soft&Gentle Mac. W internecie same zachwyty, w końcu zdecydowałam się, że chcę aby był to mój prezent Mikołajkowy. Tak ,chyba najbardziej rozpoznawalny rozświetlacz z Maca, trafił w moje ręce.



Kupiłam go w Douglasie z wyspą Maca. Obejrzałam go sobie, ale nie było się w sumie nad czym zastanawiać, bo wcześniej przejrzałam naprawdę sporo recenzji. Urzekają mnie te minimalistyczne czarne opakowania przez które widać produkt! A jest co oglądać, bo tłoczenie jest boskie - dla mnie jest to  złoto-brązowy marmurek.


Jest to rozświetlacz wypiekany, wypukły i  bardzo wydajny,a zużycie jest mało widoczne (a mam go prawie rok). W dotyku jest mocno pudrowy, ale nie pyli się, ciężko jest nabrać więcej produktu na raz, a jednocześnie super przykleja się do pędzla.  Na szczęście nie pachnie oraz nie zapycha :)


Jego kolor jest nieoczywisty, ale to zdecydowanie ciepła tonacja. Złoto, lekko przybrudzone, wpadające w brąz i rudy, ale jednocześnie ze srebrnym blaskiem. Niby jest dość ciemny w opakowaniu, ale na mojej bladej skórze nie odcina się w żaden dziwny sposób. :) Mam i złote, i srebrne rozświetlacze, jednak on nie przypomina mi żadnego, który znam.


Od razu widać, że Soft&gentle to zupełnie inny kolor niż srebrny rozświetlacz z Lovely, ale to również inny odcień niż złotawy Diamond Illuminator od Wibo.


Pewnie wynika to z tego, że Mac ma drobinki. Są one niewielkie, ale mienią się przy każdym ruchu i dają trochę efekt 3D, choć spod nich wyłania się piękna tafla. Niekoniecznie mi się one podobają na buzi, bo choć przyklejają się ładnie do skóry, zawsze znajdę kilka poza obszarem rozświetlenia..


A jaki jest ogólny efekt? Nie tego się spodziewałam. Choć mogłam wywnioskować z nazwy, że będzie to raczej lekki dzienniak, spodziewałam się pięknej tafli, którą da się zbudować. Zamiast tego mam rozświetlacz z, co prawda pięknymi, ale jednak, drobinami, który na buzi daje efekt wypoczętej, zdrowej cery. Szczerze liczyłam po tylu zachwytach na coś wow! Przyznaję jednak, że trzyma się cały dzień i błyszczy wciąż tak samo. Jest to też mój jedyny rozświetlacz, który dosłownie sam się rozblendowuje od razu podczas aplikacji.
Jest jeszcze jedna kwestia, za którą w nim nie przepadam. Produkt trzeba wpracować w skórę, żeby było go widać - jeśli nałożę go średniej wielkości pędzlem tylko przejeżdżając, efekt będzie bardzo delikatny, dla mnie zbyt. Mniejszym można go zbudować, ale nie spodziewajcie się oślepiającego blasku.


Czy był wart 140zł? Dla mnie nie, choć rozumiem zachwyty nam nim, bo to zupełnie inna jakość, niż rozświetlacze z drogeryjnych półek. Ja wolę mocniejszy glow, a ten nadaje się raczej do minimalistycznych makijaży. :)

Co o nim sądzicie? Macie go w swoich zbiorach?

Buziaki
Oktawia
Jak pozbyłam się niedoskonałości? Zmiany w pielęgnacji.

Jak pozbyłam się niedoskonałości? Zmiany w pielęgnacji.

Hej!

Już w podstawówce pojawiały mi się niedoskonałości, walczyłam z nimi jako nastolatka, a mniej więcej w połowie liceum wszystko zaczęło ustępować i mogę powiedzieć, że miałam cerę normalną. Jednak około roku temu moja cera oszalała.. A mi w końcu udało się ją okiełznać i znów jestem (w miarę :D) zadowolona.


Dosłownie nic z domowej pielęgnacji nie pomagało, całe czoło miałam w grudkach, wypryski zaczęły pojawiać się również na policzkach, szyi, brodzie.. Oprócz tego miałam pełno zaskórników zamkniętych. Kiedyś, gdy miałam lat naście, pomagało mi oczyszczanie manualne u kosmetyczki, więc dobrze wspominając ten zabieg umówiłam się na niego wczesną wiosną. Po było jednak.. tak samo, jak nie gorzej, z tym że wydałam ponad 100zł. Wtedy zaczęłam na poważnie myśleć o wizycie u dermatologa, przeszukałam kilka grup na facebooku i for internetowych i wybrałam gabinet.
Po krótkim wywiadzie doktor zaproponowała mi zabieg i odbył się on od ręki - były to moje pierwsze kwasy w życiu, więc nawet nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Była to wiosna, więc nie było pola do popisu, w związku z tym stężenie było niewielkie. Po pierwszym zabiegu było wow! Choć na początku łuszcząca się skóra i wysyp były uciążliwe, jednak po jakimś czasie w końcu miałam gładką buzię i nawet wągrów było znacznie mniej! :) Drugą wizytę miałam już w maju, łuszczyłam się jeszcze bardziej i czułam ciągłe przesuszenie, ale z efektów byłam bardzo zadowolona. Dzięki temu, że używałam kremu z wysokim filtrem oraz na początku unikałam ostrego słońca nie nabawiłam się żadnych przebarwień.
Zabiegi to jednak nie wszystko i choć zmiana była drastyczna, bo wszyscy wokół ją zauważali, musiałam zrobić coś, by ten efekt zatrzymać. Zaczęłam wprowadzać zmiany w pielęgnacji, a pierwszą, której trzymam się kurczowo jest unikanie parafiny, która mnie okrutnie zapycha. Oprócz tego zaczęłam pielęgnować skórę regularnie, stawiając na dobrej jakości produkty, najlepiej naturalne.


Zawsze pamiętaj o demakijażu. Wcześniej również zmywałam makijaż, ale najczęściej robiłam to micelem i.. tyle :) Zauważyłam jednak, że to za mało, a skóra po umyciu żelem jest dużo bardziej czysta, nie lepi się, usuwa także sebum i przygotowuje skórę pod dalsze zabiegi. Staram się mojej tłustej cery nie traktować samymi kosmetykami matującymi, bo to powodowało jeszcze większe wydzielanie sebum.. Oprócz parafiny, w żelu do mycia buzi unikam mydła oraz sls, które mogą podrażnić.
Aktualnie używam normalizującego żelu z Tołpy z serii sebio oraz czasami pianki z The Body Shop Tea Tree (czasami, bo jest mocno oczyszczająca i potrafi wręcz wysuszyć).
Regularnie robię też peeling (raz w tygodniu, raz na półtorej tygodnia), pomaga to w odblokowaniu porów i uporaniu się ze zrogowaciałym naskórkiem. Aktualnie używam peelingu mechanicznego z seri Sebium z Biodermy, który jest świetny. Niestety nie kupię go ponownie, ponieważ mam zamiar unikać produktów zawierających cząstki plastiku - elementy ścierające wolę zamienić na cukier, korund, czy kawałki pestek :)


Doceniłam również tonizowanie, które wcześniej zaniedbywałam. Gdy jako nastolatka używałam toniku zazwyczaj mnie po nim wysypywało, lub mnie podrażniał - teraz wiem, ze zapewne miał w składzie (zły) alkohol. W użyciu mam różany z Evree, który mi się kończy i nie wiem jeszcze, co kupię na jego zastępstwo, planuje jednak zaopatrzyć się w tonik z kwasami (nie jest on jednak do codziennego stosowania).
Co właściwie dało mi używanie toniku? Skóra po nim jest uspokojona, przyjmuje lepiej produkty, pH jest wyrównane. Nie wyobrażam sobie teraz po maseczce nie ukoić buzi tonikiem. Zdradzę też, że używanie toniku może mniejszyć zmienianie koloru podkładu, bo nie zawsze ciemnieje on z winy producenta. :)



Kiedyś uważałam, że maseczek używa się dla efektu ''na już'' i są bardziej do relaksu - nie widziałam sensu wydawania na nie dużych kwot. Jedyne co się nie zmieniło to to, iż nie lubię wydawać na nie dużo, gdy mamy tanie, a skuteczne cuda.:)  Moja cera nigdy wcześniej nie przetłuszczała się tak jak teraz i średnio lubiłam się przez to z glinkami, nie wiedziałam też jak ich używać. A teraz? Kocham glinki! Oczywiście nie zawsze chce mi się je rozrabiać, dlatego korzystam z produktów na bazie glinek. Aktualnie dwie takie maseczki, które do tego są tanie, to niebieska i dziegciowa z Bani Agafii. Przy regularnym stosowaniu działają na zaskórniki, mniej niespodzianek mi się pojawia i skóra nie przetłuszcza się aż tak. Żeby żadna glinka nie zrobiła nam krzywdy trzeba się jednak trzymać pewnej zasady - nie pozwalamy maseczce zaschnąć, bo nas podrażni. Nie używamy też takich maseczek codziennie, ja sięgam po nie 2-3razy w tygodniu.
Oczywiście to nie jedyne maski po jakie sięgam, bo ostatnio bardzo polubiłam maskę całonocną z Orietany (klik), która znacznie zahamowała przetłuszczanie skóry oraz mask of magnaminty (klik), która dosłownie zdziałała cuda na mojej buzi.
To, czego szukam w maskach, to dobrej jakości składniki aktywne, a nie same zapychacze. Unikam mocno perfumowanych produktów (mogą podrażnić) oraz wspomnianej parafiny. Czasami sięgam również po maseczki nawilżające takie jak algi, lub robię je sama z domowych składników.


Jednym z przełomowych momentów w moje pielęgnacji było odkrycie bawełnianych ręczniczków Tami. Są naprawdę tanie i bardzo łatwo dostępne, od jakiegoś czasu to mój must have w łazience. Dlaczego warto ich używać? Bo są jednorazowe i mamy pewność, że skórę wycieramy, a nie wcieramy w nią brud z ręcznika (nawet jeśli używamy oddzielnie tego do twarzy), który może przyczyniać się do powstawania niedoskonałości. Staram się też nie dotykać buzi w ciągu dnia, żeby nie przenosić, nawet niewidocznego, brudu z dłoni.


Ostatnim krokiem w mojej pielęgnacji jest zawsze porządne nawilżanie. Kiedyś robiłam to nieregularnie, albo wcale, bo wydawało mi się, że moja skóra tego nie potrzebuje, a wręcz po kremach mam wypryski. Teraz sobie myślę, że zapewne po prostu coś mnie zapychało.. W kremach, oprócz parafiny, unikam PEG-ów, barwników, silikonu i oleju kokosowego (ale tylko jeśli jest wysoko w składzie, inaczej mi raczej nie szkodzi). Szukam za to ekstraktów, olei, naturalnych składników i maseł - czyli nawilżaczy, które odżywią skórę dogłębnie, a nie zostawią tłustą warstwę.

Myślę, że znów wybiorę się na kwasy teraz jesienią, ponieważ jest to pora idealna na takie zabiegi. Te zasady i aktualna pielęgnacja pozwalają mi ograniczyć pojawianie się wyprysków i tak naprawdę nawet przed okresem nie mam już na buzi dyskoteki. :)

Daj znać jakie Ty masz patenty na utrzymanie buzi bez wyprysków! 


Buziaki
Oktawia
Projekt denko : październik 2017

Projekt denko : październik 2017

Hej!

Postawiłam sobie, że przynajmniej do końca roku będę zużywać kosmetyki, zanim otworzę następne - wzięłam się więc za końcówki i produkty, które gromadziłam. Narazie idzie mi naprawdę super, ograniczam też zakupy, więc jest mi łatwiej :D Dacie wiarę, że to przedostatnie denko w tym roku?


1. Pudry sypkie Wibo Banana i Paese ryżowy



To tylko dwa produkty z kolorówki, ale mega się cieszę! Ostatnio moje zapasy z szuflady makijażowej coś słabo się uszczuplały, a przecież na rynek wchodzi tyle wspaniałości.. Puder z Paese był ze mną bardzo długo, choć nie używałam go codziennie od jakiegoś czasu. Porównałam go niedawno z pudrem z Ecocery ->klik 
Pudru banana używałam pod oczy i.. tęsknię za nim! Wyglądał naprawdę ładnie pod oczami, choć mógł trochę 'żółcić'. Aktualnie pod oczy ląduje rozsławiona Laura Mercier, ale szczerze.. wolałam Wibo :D Recenzja -> klik

2. Tydzień maseczkowy na instagramie


Naprawdę mega podobała mi się ta akcja! Już tłumaczę.. zorganizowałam na instagramie konkurs, a do wygrania było 11 maseczek. Podczas jego trwania, przez tydzień, codziennie pojawiała się recenzja jakiejś maseczki! Dwie z nich nie były jednorazowe i nie skończyłam ich jeszcze.
Recenzje do tych produktów :
Aa, laser rosjaśniający - >klik
Vianek, normalizująca maseczka do cery tłustej i normalnej - >klik
Sephora, maseczka na usta - > klik
Lavera, organiczna maseczka z różą - >klik
L'biotica, plastry na pięty - >klik
Chętnie kiedyś znów zorganizuję coś podobnego - co Ty na to?

3.Vianek, odżywczy krem pod oczy i próbki



Ah, cóż to był za świetny krem! Nawilżał, odżywiał, a jednocześnie był leciutki.. :) chętnie do niego wrócę gdy znów zawitają do nas ciepłe miesiące. Pisałam o nim tutaj - > klik. Nie wiedziałam co kupić w zastępstwo i przejrzałam swoje zapasy, gdzie znalazłam 4 próbki różnych kremów pod oczy, jednak..
Botolift z Mincer zrobił mi masakrę pod oczami, sięgnęłam po niego tylko raz i to w niewielkiej ilości.. Szczypał tak, że musiałam iść go zmywać.
Clinique smart custom-repair spisał się nieźle, ale jego skład to tablica Mendelejewa i silikony.. Poza tym zdarzyło mi się po nim lekkie szczypanie, a to dla mnie jest nie do zaakceptowania.
Lancome visionnaire yeux był spoko, ale miał pełno drobinek, które miałam później na całej twarzy.. Dziwne zjawisko.
Dr irena Eris Algorithm spisał się chyba najlepiej, miał też najkrótszy skład. Żelowa konsystencja była naprawdę przyjemna, ale to nie do końca to, czego szukam na okres jesienno-zimowy. Plus za mega szybkie wchłanianie!

4. Płatki kosmetyczne i ręczniczki



 Płatki i ręczniczki z Tami uwielbiam i dokupuję je już regularnie. Tanie, dostępne w Rossku i przyjemne - czego chcieć więcej? :) Te drugie płatki to jakieś randomowe, nie wspominam ich jakoś szczególnie

5. Mini żel pod prysznic i próbka perfum



Ten mały żel przyleciał do mnie z Grecji i uratował mnie, gdy akurat w zapasach w mieszkaniu nie miałam żelu, bo wywiozłam wszystkie do rodziców. :D Zużyłam go z przyjemnością, pachniał przepięknie cytrusami :)
Gabrielle od Chanel chciałam powąchać w perfumerii, ale nie było testera. Pachną pięknie, choć to niekoniecznie zapach, który lubię ''nosić'', bo kojarzy mi się raczej z dojrzałą, nowoczesną kobietą.

6.Oblepikha Siberica odżywka rokitnikowa intensywnie nawilżająca i Biofficina Toscana maska naprawcza



Rokitnikowa była swietna na co dzień, lekka, ale nawilżająca wystarczająco. Miała dość rzadką konsystencję, wiec nie była szalenie wydajna. Teraz mam ochotę na maskę z tej serii :) Pisałam o niej tu -> klik
Maska Biofficina Toscana mnie szczerze zauroczyła.. Przy pierwszym spotkaniu zraził mnie zapach, ale to co ona robiła na moich farbowanych wysokoporach - no wow! Lśniły, nie uciekała z nich wilgoć, były miękkie, nawilżone, znów lekko się kręciły. Ah, na pewno do niej wrócę! Kosmetykom Biofficina Toscana poświęciłam cały post - >klik

7. Dezodoranty 



Wspominałam już, że starałam się powykańczać końcówki. Takim sposobem w tym denku znalazły się aż trzy dezodoranty :D Stress protect z Nivea niezły, ale nie ma wow więc raczej nie planuję do niego wracać. Za to active shield z Rexony bardzo lubię, kupuję na zmianę z moim ulubionym invisible z Nivea :)

8.Ziaja, pasta liście manuka i Evree, różany płyn micelarny



Pasta z Ziaji była ze mną aż za długo. Lubiłam ją, moja buzia była po niej gładziutka, ale nie wrócę do niej.. Staram się teraz eliminować wszelkie peelingi z plastikiem ze swojej pielęgnacji. Płyn micelarny z Evree za to okazał się mega zawodem, a po mojej miłości do toniku z tej serii spodziewałam się czegoś fajnego. Niestety mnie szczypał, a zmywał średnio.. Recenzja tu ->klik

9. Batiste, suchy szampon marrakech



Te suche szampony ratują mnie w tygodniu i zawsze muszę je mieć w łazience. Ta wersja zapachowa była przyjemna, choć później męcząca :)

Liczę, że w przyszłym miesiącu będzie tu więcej kolorówki! :D


Buziaki
Oktawia
Copyright © 2016 Kosmetykowy Zawrot Glowy , Blogger