Hej!
Przez ostatni czas sięgałam po maski MULTIBIOMASK i skrupulatnie opisywałam je po kolei. Myślę, że osoba w każdym wieku znajdzie tu coś dla siebie i cieszę się, że multimasking jest u nas coraz popularniejszy! Zapraszam na recenzję czterech różnych maseczek :)
1. Maska nawilżająca i oczyszczająca do skóry suchej i mieszanej
W części
nawilżającej znajdziemy
Japońskie Algi Wakame, ma ona zielony kolor i jest niezwykle kremowa. Nałożyłam ją na czoło, które ostatnio jest trochę przesuszone i część policzków, miejscami mieszając obie części. Rozprowadzała się przyjemnie, ale dość mocno pachniała.
Maskę oczyszczającą nałożyłam na brodę, nos, policzki i przeciągnęłam na szyję. Pierwsze co wyczułam to intensywny zapach perfum i czułam go jeszcze długo. Ta część była już bardziej lejąca i o dziwo miała kolor szary,a nie czarny, jak się spodziewałam. W składzie
znajdziemy glinkę i tak ostatnio pożądany węgiel, a całość rozprowadzała się jak krem :) Po chwili czuć ściągnięcie, ale bez uczucia dyskomfortu.
Po około dwudziestu minutach obie części
zrobiły się jakby żelowe. Zmywanie ich nie sprawiało problemu, ponieważ maski się nie ślizgały, a ładnie schodziły. :)
Skóra nie była ani trochę czerwona (czego się ciut obawiałam szczególnie na części z maską oczyszczająca), a
wyglądała promiennie, zdrowo i po prostu.. bardzo dobrze! Tu gdzie miałam
maskę oczyszczająca pory były mniej widoczne, ale nie był to spektakularny efekt- zgadzam się jednak z tym, co napisał producent na opakowaniu. Na części z
maską nawilżającą skóra jest gładka, nawilżona i ma zdrowy blask, ale co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że
zniknęły wszystkie suche skórki! Nie spodziewałam się tego, tym bardziej że przed specjalnie nie robiłam peelingu.
Na całej buzi nie miałam potrzeby użycia ani ciutki kremu. Maska szczególnie
przypadnie do gustu cerze mieszanej ze względu na wybranie gdzie potrzebujemy oczyszczenia, a gdzie nawilżenia nie rezygnując z maski na całą twarz. :)
Chętnie sięgnę po nią ponownie.
2. Koktajl przeciwzmarszczkowy
Część pierwsza to
maska w płachcie w końcu fajnie dostosowana do europejskiej twarzy. Była
świetnie wycięta i łatwo można ją było dopasować. Spodobało mi się też to, że nie była taka klejąca, a jej
nasączenie było w końcu
odpowiednie - nie kapało z niej. Nie wszyscy uznają to za plus, ale ja nareszcie nie miałam wrażenia, że coś cieknie mi po buzi :) Z drugiej strony nie przyklejała się przez to tak gładko i gdzieniegdzie robiły się takie ''fale'', nie był to najcieńszy płat z jakim miałam do czynienia. Producent zaleca trzymać ją 15 minut i plus minus tyle potrzeba, aby już przyschła. Co mi się niezbyt w niej spodobało to fakt, że
bardzo intensywnie pachnie jakby.. perfumami. Po chwili ten zapach był zupełnie niewyczuwalny, ale wrażliwcy mogą mieć z tym problem.
Przyznam, że
nie jestem fanką masek na tkaninie, bo zazwyczaj z nich cieknie i są obślizgłe. Ta zajmowała mało miejsca i czasu, więc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona!
Koktajl przeciwzmarszkowy
zawiera komórki macierzyste z winogron, które odmładzają skórę.
Po zdjęciu płachty skóra była lekko napięta,
baaaardzo przyjemna w dotyku i rozświetlona! Po prostu wyglądała niesamowicie dobrze i myślę, że mogłabym w tym miejscu zastopować. Specjalnie jednak robiłam ją tak, jak jest zalecane, czyli przed snem, bo chcę przetestować ją w całości.
Krok drugi to maska całonocna, którą należy nałożyć
na buzię i szyję. Na szczęście nie pachnie już tak mocno, jak tkanina. Ma przyjemną, kremową konsystencje, ale mimo, że nałożyłam jej dość sporo, ładnie się wchłonęła. Po chwili zaczęłam czuć
dziwne mrowienie na skórze i trochę się wystraszyłam.. już miałam ją zmywać, ale po chwili wszystko ustało. Poszłam więc się położyć i spojrzałam na dłoń, a tam..
pełno drobinek! Nie doczytałam, a producent na odwrocie informuje, że ta część
zawiera cząsteczki 24-karatowego złota, które ma stymulować procesy odnowy i regeneracji skóry oraz spowalniać ubytek kolagenu i elastyny. Znajdziemy tutaj również
olejek arganowy, który ma w sobie odmładzająca witaminę E i odżywcze lipidy. Bez obaw można w niej położyć, bo
nie brudzi, a mimo niewielkiej pojemności (5ml) wykorzystam tę całonocną maskę dwukrotnie, bo sporo mi jej zostało. :)
Rano na twarzy zostało już tylko mnóstwo drobinek, które
niestety jednak były też na pościeli..
Konieczne więc było zmywanie rano, które przebiegło bardzo szybko. Buzia była
przyjemnie napięta i rozpromieniona, zmarszczki mimiczne były zdecydowanie mniej widoczne. Niestety
skóra nie była jakoś szczególnie nawilżona i konieczne rano było użycie kremu.
3. Maska łagodząca i oczyszczająca do skóry wrażliwej
Ta maska również ma
dwa etapy, tym razem postanowiłam nałożyć
jeden po drugim. Moja cera była
pełna drobnych niedoskonałości ze względu na burzę hormonalną (;)) Najpierw nałożyłam więc
maskę oczyszczającą, która ma wydobywać zanieczyszczenia, zwężać pory i rozświetlać. Na szczęście
nie pachniała już tak intensywnie jak dwie poprzednie. Nakładała się bardzo szybko i przyjemnie, miała konsystencje bardzo bogatego kremu. Jej kolor był szary, zapewne za sprawą
węgla w składzie. Jest to jedna z tych masek, która nie zastyga, a wchłania się w skórę, więc bez obawy poleżałam z nią w wannie. Przez tę bogatą konsystencję obawiałam się
zmywania i faktycznie początkowo maska trochę się ślizgała, ale ostatecznie
wszystko przebiegło sprawnie i bez nadmiernego brudzenia. ;) Skóra po była
lekko zaczerwieniona (ale chyba bardziej od tarcia), ale po chwili wyglądała już zdrowo i promiennie, a
niedoskonałości i pory zrobiły się mniej widoczne. Nie pojawiło się też uczucie ściągnięcia, którego się obawiałam, nie wystąpiło też pieczenie na rozdrapanych niedoskonałościach (nawet podczas aplikacji)
Tak naprawdę skóra wyglądała naprawdę dobrze i zastanawiałam się, czy
maski łagodzącej nie nałożyć rano. Stwierdziłam jednak, że zaaplikuję ją odrazu, bo skóra mimo wszystko była lekko zaczerwieniona. I.. to była świetna decyzja. Ta część
ma koić, wyciszać i odżywiać.
Tu konsystencja była identyczna i tak naprawdę różnił się tylko kolor - wersja łagodząca jest różowa :D Na początku sprawdziłam, czy
nie ma w składzie parafiny i na szczęście jej tam nie znalazłam, ale ku mojemu zaskoczeniu
jest mój ukochany olej awokado i ekstrakt z białej lili. Maskę potrzymałam z 10 minut i po tym czasie zmyłam - tak naprawdę potrzymałabym ją następny czas nawet dłużej, żeby moja skóra wchłonęła jej jeszcze więcej. A efekt po zmyciu? Bardzo mnie zaskoczył!
Cera była faktycznie
rozpromieniona i nawilżona, w dotyku
niesamowicie miękka. Wszystkie zapewnienia producenta się sprawdziły, bo automatycznie skóra się uspokoiła i była odżywiona (choć tu efekt mógłby być jeszcze mocniejszy :D). Nie nałożyłam nawet kremu, bo czułam niesamowity komfort.
Jestem ciekawa jak zachowałyby się maseczki, gdybym użyła ich tak jak zaleca producent czyli wymieszała :) Chętnie dlatego
sięgnę po nią ponownie, bardzo podoba mi się ta dowolność aplikacji i 2w1 oraz oczywiście efekty.
4.Koktajl odmładzający
Zapewne sięgnęłam po nią jako ostatnią ze względu na jej działanie -
maseczka przeznaczona jest do skóry, na której już pojawiły się oznaki starzenia jak zmarszczki czy utrata elastyczności. A ja mam 21 lat :) z doświadczenia jednak wiem, że tego typu produkty są również mocno nawilżające, więc w końcu się przemogłam i jej użyłam!
Zaczęłam otwierać część z maską w płachcie, ale doczytałam, że jako pierwszą najlepiej jest nałożyć
maskę mezoterapia, która ma utrzymać prawidłową strukturę skóry, działać odmładzająco i antyoksydacyjnie. Zawiera ona
kolagen, który wspomaga syntezę włókien kolagenowych, oraz
ekstrakt z czerwonego żeń-szenia, który działa regenerująco i odmładzająco. Po otwarciu czuć było, że maska jest mocno perfumowana, zapach jednak zniknął po chwili. Jej konsystencja jest niezwykle kremowa i jedwabista, baaardzo przyjemna w rozprowadzaniu i 'noszeniu' i ma różowy kolor. Czułam się naprawdę zrelaksowana! Zmyłam resztki maski po około 15 minutach - spodziewałam, że trochę więcej się jej wchłonie (to pewnie zależy od typu cery), ale nie chciałam jej trzymać dłużej, bo zaczynałam
czuć lekkie ściągnięcie. Mimo tej konsystencji wszystko domyło się przy pomocy dwóch małych wacików nasączonych wodą. :) Cera po była
niezwykle delikatna w dotyku, miękka i wyglądała promiennie, czułam że naprawdę jest
porządnie odżywiona!
Ale przyszedł moment na część z
maską w płachcie, czyli
koktajl odmładzający. Tutaj znajdziemy
ekstrakt z kawioru i matrigenics, który reaktywuje 14 genów odpowiedzialnych za syntezę cząsteczek strukturalnych skóry. Wszystko fajnie -
liczyłam na jeszcze większą dawkę nawilżenia. Nałożyłam więc płat, który tak jak w koktajlu przeciwzmarszczkowym
leżał i był nasączony wręcz idealnie. Jednak po chwili
zaczęła mnie szczypać nad górną wargą oraz pod jednym okiem. Przetrzymałam to, ale po kilku minutach czułam to samo na policzku. Niestety
nie dałam rady wytrzymać tych 10-15 minut, a bałam się, że będę miała rozdrażnioną skórę lub uczulenie. Po zdjęciu maski na szczęście buzia była tylko lekko zaczerwieniona,bez podrażnień, ale
musiałam nałożyć grubszą warstwę kremu, który zamierzałam wieczorem odpuścić.
Ogólny efekt jest taki, że
buzia faktycznie jest lepiej nawilżona i wygląda na taką zdrową. Jednak fakt, że druga część nie wypadła korzystnie dyskwalifikuje całość i koktajlu odmładzającego
nie będę nikomu polecać.
Która maska zaciekawiła Cię najbardziej? Wszystkie cztery dostępne są w Rossmannie w przystępnych cenach! :) Warto się za nimi rozejrzeć, ja na pewno wrócę sobie do tych do cery mieszanej i rozejrzę się też za innymi wersjami.
Jak często sięgasz po maseczki?
Buziaki,
Oktawia